Mittwoch, 18. März 2015

Z wizytą u Wróbla. Bajka Tysiąca i Jednej Polki, odcinek 18.



Istnieje mapa bez krańców świata - są na niej wszystkie kontynenty, miasteczka i wsie, 

ale jako że zawieruszyła się w bibliotecznym dziale baśni, nabyła magicznych cech: 

jeśli się na niej stanie, potrafi porwać ze sobą w najbardziej odległe miejsce.


Byli tacy, którzy próbowali przedostać się mapą na skróty na Wielką Rafę Koralową u brzegów Australii, na szczyty Himalajów, a nawet do sklepu obuwniczego dwie przecznice dalej. 

Te próby jednak kończyły się fiaskiem, bo żaden ze śmiałków nie odkrył, 

że na wyprawę mogą wybrać się tylko dzieci. 

Czternastoletnia Ala i jej ośmioletnia siostra Karina poznały także inny sekret mapy 

- nie da się nią podróżować w pojedynkę. 

Dziewczynki dobrze wiedzą, że trzeba razem usiąść na wygniecionym papierze 

i mocno złapać się za ręce i dopiero wtedy otworzy się przed nimi droga. 

Dokąd tym razem? 

Jak zwykle tam, gdzie ktoś na tę dwójkę będzie czekał.


Mapa Dunaju

Pewnej ponurej soboty dziewczynki siedziały w pokoju i nie bardzo wiedziały, co ze sobą zrobić. Na dworze lało jak z cebra, w telewizji jak na złość nie było nic ciekawego, a rodzice wyszli na imieniny. Ala stanęła przed półką z książkami i sięgnęła po atlas. Na piątek miała przygotować referat na temat jednej z najdłuższych europejskich rzek - Dunaju. Pewnie nie zabrałaby się za to prawie tydzień wcześniej gdyby nie fakt, że pogoda była pod psem. Z lekko zrezygnowaną miną zasiadła z atlasem przy biurku. Westchnęła głęboko.
- Co robisz? - zainteresowała się Karinka, zajęta dotychczas swoimi sprawami.
- Szukam Dunaju - odparła siostra.
- Dunaju? Czy to ta rzeka, od której nazwano to smakowite ciasto? - przypomniała sobie Karinka, przełykając ślinę, jakby właśnie zobaczyła przed sobą talerzyk z kawałkiej biszkoptu z kremem i wiśniami.
- Taaak... I ta, o której Strauss napisał ten kawałek: „Tam tam tam tam, la la, la la...” - zanuciła starsza siostra. Ale ani wizja ciasta, ani znana melodia nie przekonały jej do otwarcia atlasu na właściwej stronie.
- Chodź, poszukamy jej - zachęciła ją pełna entuzjazmu młodsza, biorąc do ręki książkę. - O popatrz, tu widać, przez jakie kraje przepływa.
- Przez Niemcy, Austrię, Słowację, Węgry, Chorwację, Serbię, Bułgarię, Rumunię, Mołdawię i Ukrainę - wyrecytowała Ala. - I wpada do Morza Czarnego. W Bułgarii już byłyśmy, pamiętasz?
- Jasne! Szukałyśmy tam wiosny. I znalazłyśmy - rozpromieniła się Karinka.
- No jasne... To gdzie ona jest?! - zirytowała się Ala. Wyjrzyj przez okno. Zimno, szaro i buro. I nudno.
- Nudno? Jeśli ktoś chce się nudzić, to mu nudno. My możemy coś z tym zrobić! Zapomniałaś już o naszej mapie? Wybierzmy się w podróż łączącą przyjemne z pożytecznym! 
Dziewczynki usiadły na wygniecionym papierze, złapały się za ręce i...
 To właśnie tu wylądowały siostry!

- Gdzie my jesteśmy?! Ratunku!!! - wrzasnęła przerażona Ala, kurczowo chwytając się Karinki.
Obie dziewczynki stały w czymś w rodzaju klatki rozciągającej się wokół kamiennego szpica. Wokół nie było nikogo, było bardzo zimno i wietrznie. I nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że znajdują się wysoko ponad ziemią. Bardzo wysoko.
- Aleś nas urządziła! - spojrzała z wyrzutem na młodszą siostrę, której niespodziewany rozwój wypadków zaczął się nawet podobać i która przechadzała się swobodnie po platformie.
- Popatrz jaki widok! Wylądowałyśmy chyba na jakimś kościele! - rzuciła w stronę starszej. - No, nie bój się, chodź - dodała łagodniej. - Przecież nic nam się nie może stać, tu jesteśmy bezpieczne.
Rzeczywiście. Choć znajdowały się na samym szczycie wieży, przed nieszczęśliwym upadkiem zabezpieczały je metalowe kraty, rozstawione jednakże na tyle szeroko, aby nie zakłócać pysznego widoku. Dookoła nich rozpościerało się duże miasto, w którm nowoczesne budynki sąsiadowały ze starymi kamieniczkami. Bezpośrednio pod nimi odbywał się chyba jakiś targ, bo gwar sprzedawców i klientów docierał aż tutaj. Trochę dalej gęstą zabudowę przecinała szeroka wstęga poprzecinanej mostami rzeki. Jej błękitne wody srebrzyło słońce. Na horyzoncie majaczyły sylwetki górskich szczytów, o tej porze pokryte jeszcze śniegiem. Wymarzona pogoda na wycieczkę!



 Panorama okolicy

- Zaraz, zaraz... - zmarszczyła czoło Ala. - Niech no pomyślę... Rozmawiałyśmy o Dunaju, usiadłyśmy na mapie... Czyżby to był właśnie Dunaj?!
- Dunaj, Dunaj! - odezwał się ni stąd ni zowąd jakiś głos.
Ale skąd? Platforma była przecież pusta, jeśli nie liczyć dwóch małych podróżniczek. Dziewczynki spojrzały pytająco po sobie i okrążyły ją. Głos dochodzić musiał stanowczo z tej strony.
- Zaraz, zaraz, co to za stwór? - Karinka wzkazała siostrze szarą postać na dachu.
- Panienki pozwolą, że się przedstawię - zaczął ceremonialnie nieznajomy. - Jestem Wróbel z Ulm.
- Co?! - wykrzyknęły chórem dziewczynki.
- Pstro! - obruszył się Wróbel. Nastroszył się, a następnie otrząsnął się i spojrzał na dzieci wyczekująco. - Nie widać?
- No... Może i widać... - zaczęła z wahaniem Ala, której przykro zrobiło się, że zawstydziły rozmówcę. - Ale gadającego wróbla widzimy po raz pierwszy w życiu!




 Wróbel z Ulm (niem. Ulmer Spatz)

Taka odpowiedź mile połechtała próżność Wróbla. Odchrząknął.
- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, moje drogie. Jest nas całe mnóstwo. I nic nadzwyczajnego w tym, że umiemy mówić. Politowania godne jest zaś to, że ludzie już dawno stracili umiejętność rozumienia tego, co mamy do powiedzenia! - zakończył swój wywód. Przyskoczył bliżej dziewczynek i przyjrzał się im bacznie, przekrzywiając łebek. To samo uczyniły Karina i Ala. Nieznajomy rzeczywiście okazał się wielkim wróblem, nieco szarym i już nie najmłodszym. W jednej łapce ściskał kurczowo jakiś patyk.
- Ale na szczęście nie wszyscy - przerwał chwilowe milczenie ptak. - Są jeszcze na tym świecie przedstawiciele ludzkiego gatunku, którzy rozumieją głosy zwierząt i roślin, dostrzegają to, czego inni nie widzą i nieobca jest im fantazja i magia. Widzę, że mam do czynienia z dwoma wyjątkowymi dziewczynkami! - skłonił się z szacunkiem.
- Jakby na to nie patrzeć, wszystko się zgadza! - roześmiała się młodsza z sióstr. - Przybyłyśmy prosto z Polski. Ja jestem Karina, a to moja siostra Alicja.
- A wylądowałyśmy to dlatego, że muszę przygotować referat o Dunaju... - dodała Ala.
- O, to żaden problem, o Dunaju wiem wszystko. Od wielu, wielu lat patrzę stąd na niego. A widok mam dobry, bo to najwyższa kościelna wieża na świecie, mierzy, bagatela, 157 metrów! Cieszcie się, że nie musiałyście wdrapywać się na nią pieszo, bo miałbyście do pokonania aż 768 schodów! Moi skrzydlaci bracia i siostry codziennie donoszą mi, co nowego wydarzyło się od źródeł Dunaju aż po jego deltę.



Widok Ulm z drugiego brzegu Dunaju (u góry), katedra w Ulm


- Deltę? A co to takiego? - wyrwało się Karince.
- Delta to ujście rzeki w postaci kilku odnóg. Dunaj wpada do Morza Czarnego - wyrecytowała Ala. Jak dobrze, że uważała na ostatnij lekcji geografii!
- Brawo! Widzę, że trafiłem na podatny grunt - ucieszył się Wróbel. - Służę swoją wiedzą! Bo musicie wiedzieć, że ze wszystkich wróbli w okolicy to JA jestem tym najmądrzejszym!
- Skromnością to on nie grzeszy... - pomyślała Ala, ale spytała uprzejmie - A dlaczegóż to, drogi Wróblu?
Wróbel jakby na to czekał. Przeczesał piórka dziobem i zaczął swoją opowieść.
- Dawno, dawno temu, kiedy na świecie nie było jeszcze ani was, ani waszych rodziców, ani nawet waszych pradziadków i prapradziadków, mieszkańcy Ulm, to jest miasta, w którym jesteśmy, postanowili wybudować nowy kościół. Mieli wielkie chęci i zapał do pracy, ale nieproporcjonalnie mały rozumek... - tu zrobił pauzę i przyjął minę pełną pogardy. - A ludzie mówią, że potrafimy tylko ćwierkać, że mamy „ptasi móżdżek”, tere-fere! Gdyby nie my, ptaki, nie byłoby dziś ani tej katedry, ani wieży na której stoimy! Bo było to tak... - zniżył tajemniczo głos. Dziewczynki zamieniły się w słuch.
- Fundamenty pod budowlę już stały. Do dalszej budowy potrzeba było...
- Dźwigu! - wyrwała się Karinka.
- Och, moja droga, o czymś takim nikt wówczas jeszcze nawet nie słyszał - sprostował dobrotliwie Wróbel. - Potrzeba było wielkich, długich pali. Drewna, mówiąc krótko. Stosy najlepszego drewna z okolicznych lasów posłano do miasta.


 Tak budowano katedrę

- No, to pewnie budowa ruszyła z kopyta! - uśmiechnęła się Ala.
- A właśnie, że nie! - zaśmiał się Wróbel z Ulm. - Miasto, jak to dawniej było w zwyczaju, otoczone było wysokim murem, a wjechać do niego można było tylko którąś z bram. Wąskich bram - uściślił.
- W czym problem? - wzruszyła ramionami Ala.
- Ano w tym, że kilkunastometrowe bale drewna załadowano na fury nie wzdłuż, a w poprzek! - zakrztusił się śmiechem Wróbel. - Nijak nie dało się wjechać nimi do miasta. Debatowano, co by tu zrobić. Zebrały się same mądre głowy. Myśleli, myśleli, aż w końcu burmistrz zabrał głos.
- I...?
- I polecił wyburzyć bramę oraz część muru, żeby wozy z ładunkiem mogły przejechać przez powstały otwór. Mądre to to nie było, same przyznacie... Ale obeszło się bez tak radykalnych kroków.
- To znaczy!? Poradzono sobie w jakiś inny sposób? - dopytywały się dziewczynki.
- Na szczęście wśród rzeszy gapiów, które przyglądały się obradującym rajcom miejskim znalazł się pewien mały chłopiec. Ośmioletni smyk, który, tak jak wy, miał oczy i uszy szeroko otwarte. Stał akurat przy murze, kiedy zauważył lecącego wróbelka, trzymającego w dziobie spore źdźbło. W poprzek, uzupełnijmy.
- Tak jak drewno na wozach - zauważyła Ala.
- Właśnie tak. Wróbel leciał właśnie do swojego gniazdka w wąskiej szczelinie między cegłami. Tak wąskiej, że sam miał nie lada kłopot, żeby się tam wcisnąć. Teraz powiedzcie mi, moje panny: jak zdołał umieścić słomkę w szczelinie?



Dziewczynki namyśliły się chwilę. Jak na komendę, obie zawołały:
- Ależ to proste! Wystarczyło...
- Ciii... - Karinka szybko położyła starszej siostrze dłoń na ustach. - Nie mów nic! W końcu możemy potraktować to pytanie w kategorii konkursu...
- Konkursu z nagrodami! - uśmiechnęła się od ucha do ucha Ala. - Podpowiedzi nie będą konieczne, wystarczy, że powiesz nam, co będzie główną nagrodą!
- Hm... Spryciary z was, moje małe. W zamian za dobrą odpowiedź będzie... wycieczka - zmrużył przebiegle oczy Wróbel. - Ale czy nie cieszycie się za prędko?
- Nie, przecież to jasne jak słońce! Wróbelek wcisnął się do gniazda trzymając słomkę nie w poprzek, a wzdłuż! - tryumfalnie oświadczyła Karinka.
- I takim też sposobem udało się przenieść drewno przez bramy miasta - dokończyła Ala.
Wróbel z Ulm otworzył ze zdziwienia dziób, ale szybko zreflektował się i odzyskał fason.
- Otóż to! Nie każdy jest w stanie zauważyć, jakie rady daje nam Matka Natura. Wróbli sposób tak spodobał się mieszkańcom Ulm, że postanowili umieścić na gotowej budowli ptasią podobiznę.
- Czyli ciebie! - uzupełniła Karinka.
- Czyli mnie - potwierdził Wróbel. - Jestem znakiem rozpoznawczym miasta. Sława ma jednak swoje ciemne strony - dodał smutno. - Siedzę tu już nieruchomo od lat, w dziobie trzymam ten obmierzły patyk i mimo pięknych widoków i wizyt ptasich krewnych, marzę o dalekich podróżach..! O, wolności! Patrzę na Dunaj, na latające ptaki, pływające ryby i zazdroszczę im swobody, bo mogą udać się tam, dokąd chcą! Nawet do morza! - westchnął rozmarzony. - Gdybym choć raz...
Karince i Ali żal zrobiło się nieszczęsnego Wróbla. Podeszły do niego bliżej, wychyliły się nieco i pogłaskały po szarych piórkach.
Wtem coś zatrzepotało. Do Wróbla z Ulm podleciał mały popielato-brązowy wróbelek i szepnął coś na ucho, po czym odleciał. 


Wróbelek

- Codzienny raport pogodowy! - Wróbel zastanowił się chwilę i pokiwał głową. - Zapowiada się mgła, gęsta mgła! To świetnie!
- Świetnie? - prychnęły siostry. - Wpadłyśmy z deszczu pod rynnę. Skoro tak, to nie musiałyśmy się ruszać z domu!
- To świetnie, cudownie, wspaniale! - zaszczebiotał Wróbel, radośnie machając skrzydłami. - Czy wiecie, co to znaczy?
- Nie... - dziewczynki były zupełnie zbite z tropu.
- To znaczy: WY - CIE - CZKA! - wykrzyknął. - Coś mi się przecież od życia należy, no nie? - uśmiechnął się szelmowsko. - A i wam, bo obiecałem wam przecież nagrodę za rozwiązanie zagadki wróbla. I już nawet wiem, dokąd polecimy! To będzie wycieczka, hmm... krajoznawcza.
- Dunaj? - zapytała nieśmiało Ala.
- Od źródła aż po deltę! - rozpromienił się Wróbel. - W końcu zobaczę go w całości na własne oczy! Mam nadzieję, że wzięłaś ze sobą aparat fotograficzny? W końcu masz coś do zrobienia na piątek!
- Tak jest! - odkrzyknęła Ala, podczas gdy Karinka wdrapała się już na grzbiet Wróbla i zajęła wygodne miejsce tuż za karkiem.
-  Poczekaj! - zawahała się starsza siostra. - Przecież jesteś symbolem miasta. Nie możesz tak po prostu zniknąć! Co ludzie powiedzą?!
- Nie martw się, moja mała! -  odparł natychmiast Wróbel. - Widać, że nie znasz tutejszej mgły. Choć raz jestem jej wdzięczny! Z dołu nikt nawet nie zauważy mojej nieobecności!


 Zmiana pogody!

- Chodź już, marudo! - poganiała Karinka. - Mamy jeszcze tyle do zobaczenia!
Ala szybko wgramoliła się na miejsce przy ogonie.
- Pasów nie ma, więc trzymajcie się mocno piór! W drooogę!!! - zawołał Wróbel - i już ich nie było! :)


Dunaj w Austrii 

 Chorwacki odcinek rzeki


 Dunaj w Rumunii


Powyższy tekst powstał w ramach projektuBAJKI TYSIĄCA I JEDNEJ POLKIKlubu Polki na Obczyźnie, który dedykowany jest Karince oraz jej siostrze Ali. Dziewczynki aktualnie nie mają możliwości by podróżować, dlatego zabieramy je w baśniową podróż po świecie z dziecięcych snów.
O wcześniejszych przygodach dziewczynek możecie przeczytać na stronie
http://www.klubpolek.pl/


Źródła w kolejności umieszczonej w poście:
korbel.com.pl; pagewizz.com; micha-foto.de; geo.de; wikipedia.de; ulmer-kalender.de; ulmer-muenster.de; mjuweb.cz; zvab.com; kunstkopie.de; micha-foto.de; regionmarchfeld.at; stiftungen.org; rumania.ch; cheialatudose.ro

Montag, 16. März 2015

Herbata i kawa w Niemczech

Wszystkich Czytelników zapraszam do lektury tekstu o herbacie i kawie w Niemczech, który ukazał się na stronie czajnikowy.pl w ramach akcji portalu Czajnikowy oraz Klubu Polek na Obczyźnie.


Znajdziecie w nim m.in. odpowiedź na pytanie, czy Niemcy są krajem "kawowym" czy "herbacianym", czym/kim jest "faryzeusz" i jak wyczarować obłoczki w filiżance herbaty. :)

Zapraszam!

Fot. Polschland