Donnerstag, 30. Oktober 2014

Niemiecki (obiad) na słodko

Nie wiem, jak jest u Was, ale w mojej rodzinie przestrzegało się i przestrzega w dalszym ciągu piątkowego postu. To znaczy, że tego dnia na stole gości albo ryba, albo jakieś bezmięsne danie, nierzadko na słodko. Zawsze bardzo lubiłam słodkie dania główne i tak mi zostało do dzisiaj, choć najeść się nimi jakoś nie umiem... ;) 

W Niemczech wszyscy znani mi katolicy, zarówno Niemcy, jak i inne nacje, np. Brazylijczycy, są z piątkowym postem mocno na bakier. Owszem, coś im się o uszy obiło, żeby nie jeść mięsa, ale to raczej w Wielki Piątek - bo chyba nie w każdy piątek?! ("Jeszcze tego nie zniesiono?") Tak robiła ewentualnie ich babcia, ewentualnie rodzice w latach dziecinnych. Kiedy mówię, że w piątki rezygnuję z mięsa, patrzy się na mnie jak na dziwoląga lub straszną tradycjonalistkę, zrzucając to pewnie na karb polskich korzeni (Polska = bastion konserwatywnego katolicyzmu). Trochę mnie to drażni, bo fakt, że muzułmanie nie spożywają wieprzowiny czy poszczą w ramadan respektuje się i nie zadaje zbędnych pytań, ba! nawet modnie jest być otwartym i tolerancyjnym, przesuwając terminy ważnych imprez z poczęstunkiem na inny czas. Oczywiste dla wszystkich jest też to, że w stołówkach przedszkolnych i szkolnych nie podaje się niczego, co pochodzić mogłoby od świnki (mięso, żelatyna itd.). Ułożenie tygodniowego jadłospisu w stołówce czy kantynie z uwzględnieniem poszczących w piątki katolików jest z kolei czymś wręcz niewykonalnym! I tak, ryba, którą serwuje się powiedzmy raz w tygodniu, zamiast w piątek, na stół wjeżdża w czwartek albo w inny dzień tygodnia, a dzień przed weekendem mamy gulasz. 

 Większość niemieckich chrześcijan (Christen) ma dość luźne podejście do cotygodniowej mięsnej abstynencji...

Źródło: gutefrage.net

Fragment wywiadu z prof. Guido Fuchsem, założycielem Instytutu Liturgii i Kultury Codzienności na Uniwersytecie w Würzburgu, w którym domaga się od Kościoła katolickiego większego nacisku na przestrzeganie bezmięsnego piątku. Podany przez niego przykład - wędliny i mięsa serwowane w bufecie katolickiego ośrodka szkoleniowego w piątki, mogę potwierdzić i ja.

Źródło: christundwelt.de

Tym nieco rozbudowanym wstępem chciałam zaprosić Was nie do polemiki z tradycją, a do przyjrzenia się temu, co w kategorii słodkie dania główne (süße Hauptspeisen) ma do zaoferowania nam niemiecka kuchnia

Nie zaskoczę chyba nikogo, jeśli napiszę, że prym wiodą tu nieśmiertelne i znane niemal każdej kulturze naleśniki (Pfannkuchen). Uwielbianą (nie tylko przez dzieci) wersją jest ta z nutellą. Naleśniki spożywa się na ciepło z jakimś smarowidłem czy słodkim farszem, ewentualnie zapieka zawinięte w piekarniku, polane jakimś sosem. Nie zaobserwowałam jednak, żeby Niemcy przysmażali je tak jak my, na patelni, z nadzieniem. Na każdym jarmarku świątecznym czy innej imprezie masowej na pewno znajdzie się stoisko z Crêpes, czyli francuską wersją naleśników. I zawsze ustawia się po nie długaśna kolejka!

Podobnie sprawa ma się z goframi (Waffeln). Wiem, co mówię. W naszej szkole dwa razy w roku przez trzy dni (a dokładniej rzecz biorąc, przez trzy przerwy) sprzedajemy świeże gofry. Takich kolejek spragnionych gofrów głodomorów nie widziano nawet w głębokiej komunie przed mięsnym. Do tego stopnia, że trzeba było wprowadzić funkcję "porządkowej" i limit dwóch gofrów na łebka na dzień. W ciągu dziewięciu krótkich przerw zarabiamy bez problemu po kilkaset euro - tyle na temat. ;)

 Najbardziej lubiane są gofry z cukrem pudrem (Puderzucker) bądź cukrem kryształem i cynamonem (Zimt und Zucker)

Fot. Polschland

Niemcy ogólnie kochają połączenie cukru z cynamonem - a ja razem z nimi! ;) Tą mieszanką posypuje się większość słodkich dań, w tym ryż na mleku (Milchreis) i grysik (Grießbrei).


 Milchreis mit Zucker und Zimt (u góry), na dole Grießbrei w wersji z truskawkami (Erdbeeren) i śmietaną (saure Sahne)

Fot. Polschland

Cukier + cynamon brzmi i smakuje dobrze, ale z jabłkami - jeszcze lepiej! Z jabłek i ryżu na mleku wyczarować możemy zapiekankę - Apfel-Reisauflauf, strudel z jabłkami i rodzynkami - Apfelstrudel (jest też wersja z Quarkiem, czyli białym serem) czy placuszki - Apfelkücherl.



Jabłka wręcz domagają się towarzystwa cukru, cynamonu i... rodzynek (Rosinen) :)

Fot. Polschland

W Niemczech bardzo popularny jest mus jabłkowy, czyli Apfelmus. Można kupić taki z większymi kawałkami jabłek lub przetarty na gładką masę, z samych jabłek bądź z dodatkami (np. mango, banana), oczywiście wszystko także w wersji bio.

Mus jabłkowy jest nieodłącznym towarzyszem placków ziemniaczanych na słodko (Kartoffelpuffer/Reiberdatschi) i Kaiserschmarrn

Placki ziemniaczane i Apfelmus

Źródło: berlinerfresse.de

Kaiserschmarrn ma korzenie austriackie i na południu Niemiec darzony jest wielkim uwielbieniem. Sama przyrządzam go bardzo często, z reguły na bogato, z podwójnej ilości składników, z mnóstwem rodzynek namoczonych w rumie, prażonymi płatkami migdałowymi, cukrem pudrem, cynamonem i musem jabłkowym. Serwować można go także z kompotem owocowym, który w Niemczech składa się w większej mierze z owoców niż z wody.

 Rwanie na strzępy to obowiązkowa część programu :)

 Kaiserschmarrn z kompotem śliwkowym (Pflaumenkompott)

 Porcja restauracyjna. Kaiserschmarrn możemy kupić także w wersji do odgrzania w mikrofalówce i w proszku, ale najsmaczniejszy jest domowy. Wbrew pozorom, nie jest ani specjalnie pracochłonny, ani skomplikowany.

Wersja z musem jabłkowym, klasyka gatunku

Fot. Polschland

Niemcy chętnie jedzą także knedle z owocami, np. śliwkami (Pflaumenknödel/Zwetschgenklöße) czy morelami (Marillenknödel). Przedstawiać ich chyba nikomu nie trzeba! W sklepach można kupić je mrożone, już z nadzieniem, a także samo ciasto w woreczku.

Pflaumenknödel

Fot. Polschland

To, co cała Polska zna pod nazwą kluski na parze (wiecie, te drożdżowe), w moim rodzinnym domu (Śląsk Opolski) nosiło nazwę buchty. W Niemczech to Dampfnudel/Germknödel. Najpopularniejsza jest wersja bez niczego oraz ta nadziana powidłami. Obowiązkowo polane sosem waniliowym (Vanillesauce; do nabycia w wersji instant lub płynnej) i posypane makiem (Mohn). To danie często gości na stołówkach szkół i firm. Sos waniliowy podawany jest w zasadzie do większości słodkich dań. Można zastąpić go też lodami waniliowymi (Vanilleeis).

Dampfnudel mit Vanillesauce und Mohn

 Wersja de luxe - z nugatem w środku

Fot. Polschland

Kuchnia niemiecka zna też wiele sposobów na smaczne zagospodarowanie resztek czerstwego pieczywa. Najbardziej znanym przykładem jest choćby maczany w mieszaninie mleka i jajek, przysmażany na patelni "biedny rycerz", czyli Armer Ritter. Pewnie wiele osób zna tę potrawę ze swojej własnej kuchni i sięga w niej po chałkę bądź bułkę. Przepisy niemieckie uwzględniają natomiast kromki białego chleba.

Nazwa tego dania wywodzi się od zubożałego rycerstwa, które stać było tylko na smażony na tłuszczu chleb z jajkami

Źródło: gefro.de

Ale nie ograniczajmy się tylko do resztek! Do takich zapiekanek jak Ofenschlupfer czy Kirschmichel/Kirschenmichel będziemy potrzebować co najmniej 4-6 bułek, ewentualnie całej chałki (Hefezopf). Schemat ich przygotowania jest podobny: pieczywo zalewamy mlekiem, dodajemy jajka (całe, rozmącone albo osobno żółtko i ubitą pianę), dodatki, np. jabłka i rodzynki, wiśnie, migdały, cynamon, masło i zapiekamy. 

 Kirschmichel mojej roboty (z chałki)

Niezwykle smaczną wariacją na temat przepisu na słodkie zapiekanki z pieczywa była ta, na bazie sucharków (Zwieback) i warstwy budyniu waniliowego (Vanillepudding) z jabłkami

Fot. Polschland

Westfalski Bettelmann  ("żebrak") z jabłek i ciemnego pieczywa (np. pumpernikla), ewentualnie zmieszanego w połowie z jasnym

Źródło: wdr.de

Listę słodkich dań głównych zamknę przykładami ze Szwabii, czyli Pfitzauf, wypiekanym w tradycyjnej ceramicznej formie. "Babeczki" wystrzelają w górę bez jakichkolwiek chemicznych wspomagaczy, ale mają to do siebie, że wyjęte z pieca równie szybko opadają. Mawia się, że to ty musisz czekać na Pfitzauf, a nie on na ciebie! :)

Źródło: chefkoch.de


Fot. Polschland

Sztandarową szwabską potrawą są bez wątpienia Spätzle, coś w rodzaju lanych klusek. Być może ortodoksyjni Szwabi będą oburzeni, ale smakują wyśmienicie także w wersji na słodko. :)

Źródło: kuechengoetter.de

I ciekawostka, której nie miałam jeszcze okazji spróbować: Holunderblütenküchle. Przed własnoręcznym przygotowaniem tej potrawy powstrzymuje mnie zarówno konieczność smażenia na głębokim tłuszczu (kalorie i zapach w mieszkaniu), jak i to, że szkoda mi pozbawiać krzaku czarnego bzu tych pięknie pachnących kwiatów...





Kilka zdjęć i przepisów z mojej kolekcji starych niemieckich książek kucharskich. Trzy pierwsze pochodzą z pozycji Kochvergnügen wie noch nie, biblii niemieckiej kuchni.

 Fot. Polschland

Pozostałe kulinarne posty:











Mittwoch, 29. Oktober 2014

Allerheiligen in Polen


In einem der letzten Beiträge, der auf Polnisch entstand, brachte ich dem polnischen Leser deutsche Friedhöfe näher, sowie die Art und Weise, in der Allerheiligen und Allerseelen in Deutschland verbracht werden. Da es einige kulturelle Unterschiede gibt, möchte ich sie nun kurz beschreiben.


Friedhof (cmentarz) in meiner Heimatstadt

Fot. Polschland

Am 1. November (1 listopada) feiert man Wszystkich Świętych, was wörtlich übersetzt Allerheiligen bedeutet.

Ein Großteil der Polen bezeichnet den Tag aber als Święto Zmarłych (Totenfeier), was von der katholischen Kirche stark verpönt ist und auf die Zeiten des Kommunismus zurückgeht. Schon damals erkannte die Regierung, dass es sich um ein wichtiges Datum handelt und verordnete einen gesetzlichen Feiertag „zur Ehre der Verstorbenen“ - wie es offiziell hieß.

2. November (2 listopada), Zaduszki (Allerseelen) ist in Polen kein gesetzlicher Feiertag.

  Vorbereitungen in vollem Gange

Fot. Polschland

Kurz vor den zwei Tagen ist auf den polnischen Friedhöfen jede Menge los: selbst diejenigen, die sich selten um die Familiengrabmale kümmern, schrubben und putzen die Steine, kehren und harken das Laub, schmücken die Gräber mit Tannenzweigen, Kränzen und Chrysanthemensträuße.

Die Blumen dürfen überwiegend frisch sein, obwohl Polen normalerweise alle Arten von Kunstblumen lieben.

Wenn es um den Grabschmuck geht, wird dieser oft nach dem Motto arrangiert: je mehr, desto besser. Man kann es auch als Beweis der Zuneigung für den Toten interpretieren, oder, was auch nicht selten der Fall ist, als Zeichen des polnischen Individualismus und Eigenwillens. Zum Beispiel, auf das Grab einer verstorbenen Mutter vierer Kinder können gleichzeitig vier Kränze gelegt werden, es sei denn, die Geschwister einigen sich, wer dieses Jahr für das Dekor zuständig ist.





Das Allerheiligen-Sortiment in einem Supermarkt
 
Quelle: cozadzien.pl
 
Heutzutage stellt der Kauf einer verzierten Grabschale oder eines fertigen Grablegers  kein Problem dar - die werden sogar in den Supermärkten angeboten. Nichtsdestotrotz basteln viele Personen ihre Grabgestecke selber. Da man alle Utensilien kaufen kann (von Steckschaum bis zum weiß gefärbten Affenbrot), sind solche Kreationen immer seltener zu beobachten. Hier meine ich z. B. schuppenartige Strohkränze mit Efeublättern oder farbenreiche Chrysanthemen aus Wachspapier, mit geschickt gedrehten Blüten. Es sind in der Regel auch alte Frauen, die sie seit Jahren gestalten und wenn sie sterben, gerät auch diese Kunst in Vergessenheit.


Ganz traditionelle, selbstgebastelte und "altmodische" Kränze, wie diese auf den Fotos, werden leider immer seltener...

 Fot. Polschland

Wie sich das Grab (grób) präsentiert, spielt allgemein eine große Rolle, denn jedes Jahr spielt sich auf den polnischen Friedhöfen eine Art von Wettbewerb ab, wessen Ruhestätte am schönsten geschmückt ist.

Nicht zu übersehen ist auch die Tatsache, dass in Polen bunte und große Grablichter (znicze) äußerst beliebt sind. Manche Modelle sind in Deutschland gar nicht anzutreffen, wie z. B. riesige kobaltblaue Vasen, bauchige Gefäße mit Kunstblumen darin, von Lichtern in Form eines Nikolaus auf einem Schlitten, eines Weihnachtsbaumes oder Ostereis ganz zu schweigen.

Viele Grablichter sind ein Beweis dafür, dass man an den Verstorbenen denkt. Es gehört natürlich dazu, ein Grablicht an Grabstätten von allen Familienmitgliedern, Freunden und Bekannten anzuzünden.

1. November

„… die drei großen Grablichter sind wohl von Tante Jadzia, diese zwei roten stammen bestimmt vom Onkel. Wer aber das grüne mitgebracht hat, hab’ ich keine Ahnung…“

Quelle: s.o.

Längst vergessen sind die Zeiten meiner Kindheit, als die Friedhöfe von weitem zu sehen waren, dank eines orangefarbigen Lichtscheins am Himmel. Damals gab es nur gläserne Grablichter ohne Deckel. Für uns, Kinder, war außerdem das Fingertauchen im heißen Wachs, um gruselige Wachsfinger zu bekommen, eine beliebte Unterhaltung! Um dies zu treiben, musste allerdings bis zur Finsternis gewartet werden. Während der feierlichen Messe auf dem Friedhof (wer wollte, war morgens auch in der Kirche) gehörte sich so was gar nicht.

Als ich noch klein war, kam mir der Gottesdienst unter freiem Himmel ewig vor. Wenn das Wetter nicht mitspielte - und das war oft der Fall - fror man regelrecht auf dem kalten Boden. Und wehe, man musste auf die Toilette. Es waren noch keine Toi-Toi-Toiletten vor Ort! ;)

Nach der Eucharistiefeier hielt man sich noch lange auf dem Friedhof auf. Es kamen Verwandte, Nachbarn und Bekannte um auf „unserem“ Grab ein Grablicht aufzustellen, dann drehte man noch eine oder zwei Runden über das ganze Gelände, um dasselbe zu machen. Menschen sprachen miteinander, schließlich sind viele nur für den einen Tag aus anderen Orten Polens oder sogar aus dem Ausland angereist, wie meine Tante und mein Onkel aus NRW. Man bewertete die anderen Grabdekorationen, wählte die schönsten und kreativsten, die Erwachsenen tauschten die neuesten Gerüchte aus.

 Allerheiligen 1984

Quelle: Wikipedia

Nach der Dämmerung ging man noch einmal zum Friedhof, um die einzigartige Atmosphäre des Abends zu schnuppern, die aus dem Feuerschein, dem Geruch der Chrysanthemen, Tannen, Blätter, Wachs und Ruß bestand und dem Geräusch von zerbrechendem Glas heißer Grablichter.

Je nach Lust und Wetter, begab man sich noch um Mitternacht zu den Gräbern. Nur einmal im Jahr spürte ich als Kind das Gefühl der Sicherheit und Gemütlichkeit - an diesem sonst unheimlichen und furchterregenden Ort. Als ob dieser von den vielen Lichtern gezähmt würde!


 Friedhof in meiner Heimatstadt

Fot. Polschland

Das Gleiche wiederholte sich am zweiten Tag, mit dem Unterschied, dass die Messe morgens in der Pfarrkirche stattfand und auf dem Friedhof erst abends.

Als Teenager verabredeten wir uns mit Freunden ebenfalls auf dem Friedhof, der sich ohnehin an den Tagen in einen Zentralplatz der Stadt verwandelte.

In der Woche danach besuchten wir die Familiengräber in den benachbarten Ortschaften, was auch ein Anlass zum Wiedersehen mit Dorfverwandten war.

 Auch die polnische Sängerin und Skandal-Nudel Doda postete ein Friedhof-Foto von sich - in einem passenden Outfit, versteht sich!

Quelle: telemagazyn.pl

Jetzt, wo ich schon erwachsen bin und in meinem Leben kaum etwas wie vorher ist, spüre ich die Stimmung von Allerheiligen wenig. Ich glaube, dass nicht nur die Jahre, die ich auf dem Buckel habe, dabei eine Rolle spielen. Es ist auch die Tatsache, dass ich im Ausland lebe und mir vieles krasser erscheint als damals, als ich noch keinen Vergleich zu dem „Anderen“ hatte. 

Mich ärgert beispielsweise, dass auf meinem heimatlichen Friedhof niemand auf die Mülltrennung achtet. Grelle und auffallende Grablichter erscheinen mir doppelt so kitschig wie vorher.

Die an Allerheiligen auffällig gekleideten Damen haben sogar ihren Namen: cmentarianki. Das Wort wurde nach dem Vorbild des abwertenden Begriffes galerianki gebildet. Als galerianki bezeichnete man Mädchen, die ihre Freizeit in Shoppingmalls (galeria handlowa) verbrachten.

Quelle: s.o.

In Polen ist ein Friedhofbesuch ein Muss - für ganz viele nicht gerade eine Glaubenssache, die man in Würde erlebt. Die Verwandlung des Gottesackers in einen Schauplatz ist kein Geheimnis - die Polen sind sich dessen durchaus bewusst.

Die Alleen fungieren regelrecht als Laufsteg. Frauen übertreffen sich in Sachen Make-up, Frisur und Kleidung. Dazu gehören auch die obligatorischen Stöckelschuhe, die extrem unpraktisch sind, wenn man die polnischen Umstände beachtet, zu denen u. a. die schlammigen Wege zwischen den Grabstellen gehören.

Als Katholikin in Deutschland bin ich Menschenmassen nicht mehr gewohnt, eine erkennbare Kleiderordnung gibt es hierzulande auch nicht. Dieses Modell steht mir näher als das polnische.

Allerheiligen und Allerseelen betrachten viele Polen als eine gute Gelegenheit, sich mit den Verwandten zu treffen, mit denen man oft keinen regelmäßigen Kontakt hat, vor allem, wenn die Familie zerstreut lebt. Der eine oder andere schaut bestimmt zu tief ins Glas...

 Aktion „Grablicht“

- Bitte pusten Sie!

Quelle: stefczyk.info

  - Wo warst du an Allerheiligen?

- Im Stau.

Quelle: zuch.blox.pl

Die Polen gelten sowieso als Verkehrssünder - ein bekanntes polnisches Sprichwort sagt doch, dass Verbote dazu da sind, sie zu brechen.

Kein Wunder also, dass die Polizei vor, während und nach diesen Tagen eine landesweite Aktion „Grablicht“ (Akcja „Znicz“) durchführt, um den Straßenverkehr zu koordinieren und die Nüchternheit der Fahrer zu überprüfen.

 Allerheiligen in Breslau

Quelle: antoni-w.wp.pl


Der berühmte polnische Dichter Stanisław Wyspiański schrieb 1904:

[…] der November ist gefährlich für den Polen. / Und bedeutungsvoll*.

Recht hatte er!


* Quelle: S. Wyspiański, Die Warschauerin; Novembernacht, G. Müller Verlag, München 1918; wolnelektury.pl

Montag, 27. Oktober 2014

Październik w Niemczech


Wielkimi krokami zbliża się listopad, czas więc na podsumowanie października (Oktober) w Niemczech. Niemal na dzień dobry wita nas on wolnym - Dniem Jedności Niemiec (Tag der Deutschen Einheit).


 Dąb zasadzony przez członków chóru męskiego ze Stiefenhofen (Allgäu) na pamiątkę zjednoczenia Niemiec

Fot. Polschland

Przeciętny obywatel korzysta z tego, że nie musi iść do pracy, relaksując się w domu bądź oddając się ulubionym rozrywkom w plenerze (wpis tutaj). 

Urlop jesienią? W Niemczech tak!

Fot. Polschand

Pod koniec miesiąca w Badenii-Wirtembergii i Bawarii zaczynają się tygodniowe ferie jesienne (Herbstferien).

31 października, w rocznicę ogłoszenia przez Marcina Lutra słynnych 95 tez, protestanci ochodzą Reformationstag (Święto Reformacji), udając się do swojego kościoła. W landach, w których przeważająca część mieszkańców jest tego wyznania, to dzień ustawowo wolny od pracy.


 Artykuł w lokalnej prasie na temat kiermaszu w jednej z dzielnic miasta

Fot. Polschland

W kościele katolickim odprawia się jeszcze msze dożynkowe (informacje tutaj), a następnie kiermaszowe.

W wielu miejscowościach odbywają się jesienne festyny (Herbstfest), kiermasze (Kirmes, Kirchweih), jarmarki (Herbstmarkt). Tradycją są także niedziele handlowe (Verkaufsoffener Sonntag).






Echa Oktoberfestu: małe festyny na bawarską modłę, stroje, dekoracje w sklepach i punktach usługowych

Fot. Polschland

Początek miesiąca to czas trwania monachijskiego Oktoberfestu, który rzutuje również na inne miasta, ogranizujące u siebie Oktoberfesty na dużo mniejszą skalę. W sklepach dostępne są sezonowe oktoberfestowe produkty spożywcze czy dekoracje.

Kto zaliczył już słynny Oktoberfest w Monachium, może wybrać się Stuttgartu na trwającą przez dwa tygodnie imprezę Cannstatter Wasen. Jej historia sięga roku 1815. Cannstatter Volksfest nie różni się zbyt diametralnie od swojego monachijskiego odpowiednika, no może tym, że oprócz siedmiu namiotów piwnych (Bierzelt) mamy także dwa winiarskie (Weinzelt). Mimo iż Dirndl i Lederhose nie są strojem typowym dla tej części Niemiec, odwiedzający chętnie zjawiają się w takim ubraniu (przebraniu?) - w końcu inwestycja powinna się jakoś zwrócić; zresztą owe elementy już dawno stały się częścią niemieckiej kultury masowej.



 Oferta niemieckich supermarketów w październiku jest bardzo bogata: od dekoracji nawiązujących do Oktoberfestu, poprzez halloweenowe, bożonarodzeniowe, te na Wszystkich Świętych aż po te typowo jesienne (strachy na wróble, jeże, sowy, wieńce z liści) i latarnie na dzień św. Marcina...

Fot. Polschland

Wróćmy jeszcze na chwilę do handlu, gdzie panuje niespotykany ruch. Od połowy września na półkach leżą bożonarodzeniowe smakołyki (pierniki, ciasteczka, grzane wino itp.), pozostając na nich jeszcze przez cały październik, listopad i grudzień. Do tego dochodzi jeszcze asortyment halloweenowy: stroje, akcesoria do dekoracji domu i stołu, przekąski (np. żelki w kształcie gałek ocznych, pianki-wampirze zęby, chipsy czy nuggetsy z kurczaka jak duszki). Przed dniem Wszystkich Świętych (więcej o nim tutaj) supermarkety oferują także znicze i stroiki do przystrojenia grobów.




Dynie rządzą! ;)

Fot. Polschland

Warzywem, które króluje w tym miesiącu jest bez wątpienia dynia (Kürbis), chętnie spożywana w formie zupy, a także wykorzystywana jako ozdoba. W niektórych wsiach można natknąć się na samoobsługowe stoiska pod chmurką: z wystawionych dyń wybieramy te, które chcemy zabrać ze sobą, a stosowną opłatę wrzucamy do stojącej przy nich skarbonki.

 Jabłka w jednym z sadów Jury Szwabskiej

Fot. Polschland

Stragany targowe uginają się pod ciężarem jabłek wszelkich odmian, a  najchętniej kupowaną rośliną jest wrzos.

Jeśli chodzi o zbieranie grzybów, to pod tym względem Polacy biją Niemców na głowę. Owszem, są osoby, które wybierają się specjalnie w tym celu do lasu, ale grzybobranie nie jest sportem narodowym numer 1. ;) W niemieckiej kuchni suszone grzyby nie są wykorzystywane tak często jak w polskiej. Niemcy zajadają się przede wszystkim kurkami (Pfifferlinge), ale te dostępne są już latem w supermarketach i na straganach.

Wydrążona dynia przed jednym z domów w Ehingen

Fot. Polschland

Co do samego Halloween, to zadomowiło się ono w Niemczech na dobre. W szkołach i świetlicach organizowane są dla dzieciaków kinderbale i dyskoteki, na których mogą poszaleć ze strojem czy upiornym makijażem. Oczywiście nie może zabraknąć ani stosownych dekoracji, ani groźnie wyglądających przysmaków. Dla dorosłych to także okazja, aby wyjść na imprezę bez lub w przebraniu. Jako że mieszkam w samym centrum miasta i maluchów tu jak na lekarstwo, nie doczekałam się jeszcze odwiedzin żadnego „ducha”, „wampira” czy „wiedźmy” z pytaniem Süßes oder Saures? Ale mieszkającym w Niemczech radzę mieć się na baczności i zaopatrzyć w jakieś łakocie. ;) Niestety, ten dzień stał się od jakiegoś czasu pretekstem do zwyczajenej chuliganerii - zwłaszcza w "gorszych" dzielnicach.

 Halloween w pociągu! Niektóre odcinki kolei wąskotorowej na Jurze Szwabskiej wciąż są czynne i zapraszają pasażerów do podróży zabytkowymi wagonikami z lokomotywą w określone dni ze specjalnymi atrakcjami. Dzieciaki w przebraniach jadą za darmo.

 Nie tylko najmłodsi lubią się bawić... ;)

Fot. Polschland


 Herbstzeit ist Bastelzeit!

 Korowód dziecięcy zorganizowany w moim mieście z okazji Halloween. Maluchy zjawiły się w przebraniach, z latarniami (wykorzystują je też na dzień św. Marcina) i dyniami. Właściciele sklepów rozdawali im cukierki i ciastka. Oprócz dyni zdarzają się także wydrążone latarnie z buraka cukrowego (Rübengeist).