Samstag, 29. November 2014

Paralele. Polski cysorz i niemiecki król

Przyjemnie jest odkryć podobieństwa tekstów kultury tam, gdzie się ich nie szukało, nie spodziewało, tak zupełnie przez przypadek. Tak było w przypadku dwóch piosenek, o których Wam dzisiaj napiszę.

Polski cysorz

Źródło:  YouTube

Kojarzycie Balladę o cysorzu Tadeusza Chyły wg tekstu Andrzeja Waligórskiego? To klasyka polskiej ballady satyrycznej, powstała jeszcze przed moim urodzeniem, w czasach głębokiego PRL-u. Umieszczenie akcji w dawnych Chinach/Japonii (na co wskazywałaby orientalna melodia), to w każdym razie tylko przykrywka. W tekście mowa przecież o "Filipince", ułanach, swojskim półlitrze...

Choć w sieci nie brakuje spisanych słów tejże piosenki, nigdzie nie odnalazłam Informacji, czy odwołuje się ona do jakiejś konkretnej postaci czy wydarzenia z tamtych czasów. Niektórzy wskazują na Gierka, inni na Gomułkę (charakterystyczny zaśpiew w niektórych wykonaniach Chyły), natknęłam się nawet na teorię mówiącą o szachu Iranu. Przyjmijmy, że "cysorzem" jest po prostu WŁADZA. A władzy, jak to władza, zapewnia przywileje i wygodne życie oraz jakże często uderza do głowy...

Ballada o cysorzu

Cysorz to ma klawe życie
Oraz wyżywienie klawe!
Przede wszystkim już o świcie
Dają mu do łóżka kawę,
A do kawy jajecznicę,
A jak już podeżre zdrowo,
To przynoszą mu w lektyce
Bardzo fajną cysorzową.
Słychać bębny i fanfary,
Prezentują broń ułani:
- Posuń no się trochę, stary!
Mówi Najjaśniejsza Pani.
Potem ruch się robi w izbach,
Cysorz z łóżka wstaje letko,
Siada sobie w złoty zycbad,
Złotą goli się żyletką
I świeżutki, ogolony,
Rześko czując się i zdrowo
Wkłada ciepłe kalesony
I koszulkę flanelową.
A tu przyjemności same
Oraz niespodzianek wiele:
Przynoszą mu "Panoramę",
"WTK" i "Karuzelę",
"Filipinkę" i "Sportowca"
I skrapiają perfumami
I może grać w salonowca
z Marszałkiem i Ministrami.
Salonowiec sport to miły,
Lecz cesarska pupa - tabu!
On ich może z całej siły,
A oni go muszą słabo...
Po obiedzie złota cytra
Gra prześliczną melodyjkę,
Cysorz bierze z szafy litra
I odbija berłem szyjkę.
Sam popije - starej niańce
Da pociągnąć dla ochoty.
A kiedy już jest na bańce,
To wymyśla różne psoty
Potem ciotkę otruć każe
Albo cichcem zakłuć stryjca...
...dobrze, dobrze być cysorzem,
Choć to świnia i krwiopijca!

Tekst jest zatem ponadczasowy, a pierwszy wers co rusz pojawia się na łamach prasy, Internetu, konferencji prasowych w kontekście kolejnych afer politycznych. Cysorzem był/jest a to Kaczyński, a to Tusk, Putin, Kim Jong-il, któryś z posłów, ministrów i wiele innych...


 Źródło: Internet


Niemiecki król

 Okładka płyty z największymi przebojami Rio Reisera

Źródło: jpc.de

Dla porównania zaserwuję Wam niemiecką piosenkę pt. König von Deutschland (Król Niemiec) Rio Reisera. Jako że znana jest pewnie tylko części moich Czytelników, należy się jej dłuższa charakterystyka.

Niemiecki rynek podbiła szturmem w 1986 roku (choć powstała dekadę wcześniej), zapewniając jej wokaliście przydomek Rio I. i upragnioną sławę.

Zna ją każdy Niemiec - jeśli nie w całości, to już na pewno refren: Das alles und noch viel mehr / Würd ich machen / Wenn ich König von Deutschland wär.

 Parafrazą słów refrenu był jeden ze sloganów reklamowych sieci Media Markt:
Saubillig und noch viel mehr - würd' ich kriegen, wenn ich Kunde bei Media Markt wär.

Źródło: mediabiz.de

König von Deutschland to satyryczna refleksja nad niemiecką polityką i popkulturą połowy lat 80. Niemal dziesięć lat po jej ukazaniu się na rynku (1994), Rio Reiser nagrał ją ponownie, dostosowując tekst do aktualnej rzeczywistości. Podobnie jak w przypadku Ballady o cysorzu, piosenka bazuje na wyliczeniach. Z tym, że niemiecki hit to nie odzwierciedlenie faktycznego stanu, a dopiero zapis marzeń osoby, która chciałaby zostać KIMŚ - kanclerzem, cesarzem, królem lub królową (Kanzler, Kaiser, König oder Königin).

 Źródło: myvideo.de

I tak, po dwóch pierwszych "normalnych" życzeniach, takich jak podróże i słuchanie muzyki na okrągło, mamy całą litanię ekscentrycznych kaprysów władcy, od codziennie nowej korony, częstych kąpieli, przepowiadania numerów totka, po coraz bardziej szalone zachcianki i pomysły, np. obchodzone każdego dnia urodziny, wrzechmocna władza nad telewizją i wojskiem, szykowne stroje, wyszukane potrawy, miliony sprzedanych płyt, dwieście pałaców, a w nich zdegradowane do roli sług ówczesne gwiazdy estrady i ulubieńcy masowej publiczności.

König von Deutschland

Jede Nacht um halb eins, wenn das Fernsehen rauscht
Leg ich mich auf's Bett, und mal mir aus
Wie es wäre, wenn ich nicht der wäre, der ich bin
Sondern Kanzler, Kaiser, König oder Königin
Ich denk mir, was der Kohl da kann, das kann ich auch
Ich würd Vivaldi hörn tagein tagaus
Ich käm viel rum, würd nach USA reisen
Ronny mal wie Waldi in die Waden beißen

Das alles und noch viel mehr
Würd ich machen
Wenn ich König von Deutschland wär

Ich würd die Krone täglich wechseln, würde zweimal baden
Würd die Lottozahlen eine Woche vorhersagen
Bei der Bundeswehr gäb es nur noch Hitparaden
Ich würd jeden Tag im Jahr Geburtstag haben
Im Fernsehen gäb es nur noch ein Programm:
Robert Lembke, vierundzwanzig Stunden lang
Ich hätte zweihundert Schlösser, und wär nie mehr Pleite
Ich wär Rio der Erste, Sissi die Zweite.

Die Socken und die Autos dürften nicht mehr stinken
Ich würd jeden Morgen erstmal ein Glas Champus trinken
Ich wär chicker als der Schmidt und dicker als der Strauß
Und meine Platten kämen ganz groß raus
Reinhard Mey wäre des Königs Barde
Paola und Kurt Felix wären Schweizer Garde
Vorher würd ich gerne wissen, ob sie Spaß verstehen
Sie müßten achtundvierzig Stunden ihre Show ansehen

Słowem: miałby życie jak w Mardycie, żyłby jak u Pana Boga za piecem, niczym pączek w maśle i  czy - jak mówią Niemcy - Wie die Made im Speck i Wie Gott in Frankreich (dosł. jak Bóg we Francji).



Mieszkać, żyć i jeść "jak Bóg we Francji" to w Niemczech synonim największego luksusu ;)

Źródło: homeandlifestyle.de; wandartisten.de; secondhandlps.de

Tekst piosenki był parafrazowany jeszcze za życia Rio Reisera wielokrotnie - zarówno przez niego samego, jak i przez innych artystów.

Do jednej z najbardziej udanych przeróbek zaliczam tę, która powstała w związku z nie tak dawnym skandalem wokół biskupa Limburga, Franza-Petera Tebartz-van Elsta. Jeśli nic Wam to nie mówi, to tak w telegraficznym skrócie: Tebartz-van Elst został mianowany biskupem w 2007 roku. Początkowa nadzieja wiernych, widzących w młodym duchownym świeżą krew i człowieka czynu, szybko zgasła. Nowy biskup nie dość, że okazał się zupełnym przeciwieństwem swego poprzednika, to dał się poznać jako dość apodyktyczny miłośnik ceremoniałów i luksusu ponad miarę. Cóż, woda święcona uderzyła mu do głowy... ;)

Kadr z kultowego programu satyrycznego heute-show.

Niemiecki idiom Leben wie Gott in Frankreich nabrał nowego znaczenia... Gdyby nazwać sytuację po polsku, Biszkup to ma klawe życie pasowałoby jak ulał...

... choć gdzieś to już czytaliśmy...

Przykład z rodzimego podwórka.

Źródło: You Tube; newsweek.pl

Czarę goryczy przelał w końcu lot biskupa pierwszą klasą do Indii (żeby było ciekawiej - celem podróży były odwiedziny slumsów) i ciągnąca się latami przebudowa i modernizacja siedziby biskupa w Limburgu. Zaplanowana pierwotnie na 2 miliony euro inwestycja pochłonęła w efekcie ponad 31 milionów (!) euro. Jej koszty podniosły głównie zachcianki biskupa typu przestronny apartament - jeden na powierzchni, a drugi podziemny, wykuty w skale, wyposażenie mieszkania i centrum konferencyjnego (dzieła sztuki, designerskie meble i sprzęty warte kilkadziesiąt tysięcy euro), prywatna kaplica, której dach musiano ponownie odkryć, aby zamontować mechanizm do zawieszenia wieńca adwentowego ("jedyne" 100 tysięcy!).


 Biskupie inwestycje

Źródło: wdr.de; spiegel.de

Mimo oburzenia opinii publicznej i licznych protestów wiernych, zbierających podpisy w sprawie odwołania biskupa (typowy rys tutejszego katolicyzmu - członkowie Kościoła mają własne zdanie, potrafią jasno je wyrazić i sprzeciwić się władzom) i masowych przypadków wystąpień z szeregów Kościoła katolickiego (także charakterystyczne dla Niemiec), Tebartz-van Elstowi udało się wytrwać na stanowisku aż do marca tego roku. A przy okazji wodzić za nos skarbówkę i plątać w zeznaniach.

Sprawą biskupa Limburga żyły swego czasu całe Niemcy. Powstało na ten temat mnóstwo żartów, a rysownicy mieli pełne ręce roboty. Zainteresowanych odsyłam do tej strony.

Zobaczcie też, jak podeszli do tego twórcy świetnego programu heute-show, w niezwykle trafny sposób komentujący aktualną sytuację społeczno-polityczną (kliknij), będący dla mnie kwintesencją niemieckiego poczucia humoru (owszem, takie pojęcie istnieje i ma się dobrze!). :)

Niemieccy żartownisie nie mogli nie sięgnąć po doskonale wszystkim znaną piosenkę Rio Reisera König von Deutschland, z której powstał przezabawny Der Bischof-Song. Z refrenem: Das alles und noch viel mehr / Kann ich machen / Denn ich bin Bischof von Limburg, yeah - do połuchania i obejrzenia tutaj. Polecam! ;)

Fragment klipu do słów: Ich bin Tebartz der Erste, Gott ist der Zweite.

Źródło: You Tube

Poniższy żart fotograficzny przedstawia zestaw klocków Ego "Limburg" z klockami z alabastru i odpowiednim ludzikiem. Co ciekawe, melodia hitu Rio Reisera wykorzystana była także w reklamie niemieckiego Legolandu. Historia lubi płatać figle... ;)

Źródło: lachschon.de


Pokrewne wpisy:




Dienstag, 25. November 2014

Kuchnia niemiecka a sprawa polska

Temat 8. serii wpisów W 80 blogów dookoła świata brzmi tym razem: "Kuchnia kraju X" - w moim przypadku będą to oczywiście Niemcy.

To naturalnie temat-rzeka, którego nie da się zgłębić w jednym poście. Zresztą teksty o wybranych aspektach niemieckiej kuchni i jej regionalnej, szwabskiej odmianie, pojawiają się u mnie w miarę regularnie już od początku istnienia bloga i będą kontynuowane w przyszłości (linki znajdziecie na końcu wpisu).

Z tego względu podejdę do tematu nieco przekornie i opowiem, jak ma się sprawa kuchni polskiej (polnische Küche) w Niemczech.

 Polskie specjały zaserwowane podczas polsko-niemieckiego wieczoru kulturalnego: kiełbasa krakowska, chleb ze smalcem, sałatka kartoflana, kiszone ogórki i herbata z sokiem malinowym

Fot. Polschland


 Dobroci z polskiego stoiska na VH w Stuttgarcie (w ramach Dnia Polskiego): barszcz z pasztecikiem, pierogi ruskie z boczkiem, bigos z chlebem

Fot. Polschland

 Bufet pierogowy przygotowany przez jedno z polskich stowarzyszeń w ramach szkolenia na TU Darmstadt

Fot. Polschland

Na poczatek trochę prywaty. Do czasu wyjazdu do Niemiec na stałe, kuchnią interesowałam się mało. Przygotowywanie obiadów leżało niemal wyłącznie w gestii mojej Mamy, która gotowała zgodnie z gustem Taty. Czytaj: tradycyjnie, po polsku, raczej obficie, dwudaniowo, z dużą ilością mięsa. Poświęcała temu wiele czasu, a ja obserwując to, jeszcze bardziej zniechęcałam się do gotowania. Do tego stopnia, że Tata poważnie martwił się, czy nie umrzemy z Mężem z głodu i nie będzie komu przekazać rodzinnych receptur. ;) Moją działką było pieczenie ciast, co tydzień w sobotę, co zresztą bardzo lubiłam.

Po przeprowadzce do Niemiec przez pewien czas ratowała mnie niedroga uniwersytecka stołówka, ale jakość serwowanego na niej jedzenia była często marna.

Przeżyłam też chyba typową dla każdego emigranta krótką (na szczęście!) fazę fascynacji gotowymi daniami i półproduktami; słowem tym, co dało się odgrzać czy odpiec bez konieczności przebywania w kuchni dłużej niż potrzeba. Niemieckie hipermarkety oferują pod tym względem wszystko, co można sobie wyobrazić: ryż z mikrofalówki, smażone ziemniaki z woreczka, gulasze w puszce, naleśniki w proszku, kluski w saszetkach, pizze wszelkiej maści, kilkadziesiąt rodzajów fixów, o których w Polsce nikomu nawet się nie śniło, od zup poprzez dania główne, aż do jogurtów i kremów. Owe magiczne proszki tylko pozornie oszczędzały mój czas, a efekty nie były spektakularne, nie mówiąc już o ich "walorach" zdrowotnych .

Po przeniesieniu się w inne okolice, zmianie lokum na lepsze i, co najważniejsze, dostępu do o wiele milszej kuchni,  moje nastawienie zmieniło się o 180 stopni. Przede wszystkim pokochałam gotowanie, ograniczyłam do minimum gotowe produkty i sztuczności, piekę sporadycznie, a stałym punktem dnia stało się przeglądanie blogów kulinarnych. :)

Kolekcjonuję niemieckie książki kucharskie, głównie z poprzednich dekad, oraz ciągle wypróbowuję coś nowego, a mam na myśli takie połączenia, od których Tacie i Teściowi włosy się jeżą na głowie (np. banany smażone z szynką). ;)

Przygotowując się do napisania tego posta, przejrzałam swoją pokaźną kolekcję i stwierdzić muszę, że ich lektura odzwierciedla smutną prawdę: kuchnia polska jest w Niemczech bardzo mało znana, o ile w ogóle. Nie mówię o wódce, ma się rozumieć... O której słyszeli wszyscy, ale mało kto próbował. ;)

W jednym z wydawnictw, o tytule w rodzaju "100 najlepszych i najpopularniejszych dań z różnych stron świata", nie znalazł się ani jeden polski przepis. Podobnie było i w innych publikacjach. To, co było, można policzyć na palcach jednej ręki.

W starych zbiorach przepisów można natknąć się gdzieniegdzie na przepisy oparzone etykietą "śląskie" (Schlesisch), ale to już inna para kaloszy.



  Jak się łatwo domyślić, kuchnię polską wymienia się wtedy, kiedy chodzi o dania z kapustą. W jednej z niemieckich biblii kulinarnych widnieją następujące: Bigos. Polnischer Eintopf oraz Polnisches Weißkohlessen, nieróżniące się od siebie zanadto. Podobnie jak w przypadku naszych polskich wariacji na temat kuchni innych narodów, autorzy nieco zaszaleli, proponując dodatek świeżych kurek i białego wina.

Fot. Polschland

 Przepis na Blumenkohl polnisch, czyli kalafior po polsku. Kalafiora gotujemy, podajemy z bułką tartą i posiekanym jajkiem na twardo zrumienionymi na maśle oraz natką pietruszki. Szczerze mówiąc, nie znałam tej wersji - u nas zawsze było bez jajka. A u Was?

Fot. Polschland

Karp po polsku (Polnischer Karpfen) - nigdy nie byłam smakoszem ryb, więc chyba się nie skuszę. Połączenie karpia z sosem piernikowym z piwem, winem, rodzynkami i migdałami w książce dotyczącej przypraw.

Fot. Polschland

Przeciętny Niemiec słyszał z reguły o barszczu (Borschtsch), ale reaguje zdziwieniem, na wieść, że zupę z buraków gotuje się nie tylko w Rosji, ale też w Polsce.

Fot. Polschland

Jednym z najczęstszych pytań, jakie zadawane jest mnie i mojemu Mężowi w Niemczech jest to, czy gotuję po polsku. Odpowiedź jest odmowna. Nie jestem zdeklarowaną miłośniczką tradycyjnej kuchni polskiej i w naszym menu pojawia się ona chyba najrzadziej. Podczas wizyt w Polsce muszę przestawić się najpierw na rodzime produkty, a po paru dniach tęsknię już do mojej kuchni „fusion”. Niemieccy rozmówcy są z reguły mocno zdziwieni tym faktem. :)

Dawno temu, kiedy uczestniczyłam regularnie w grupie konwersacyjnej kobiet z różnych stron świata, realizowano tam projekt kulinarny. Co tydzień w trzech daniach prezentowała się kuchnia danego państwa. Organizatorki nie były w stanie zrozumieć, że nie ciągnie mnie wcale do obgotowania 30 osób, które wykupiły obiad na ten dzień. Miało być coś szybkiego i niedrogiego - moje opolskie rolady wołowe z buchtami, sosem i czerwoną kapustą odpadły więc w przedbiegach...

W dodatku ze względu na liczne muzułmanki dania miały być bez wieprzowiny (Schweinefleisch) - a nie da się ukryć faktu, że tradycyjna kuchnia polska bez niej obejść się nie może! Począwszy od smalcu, poprzez bigos, fasolkę po bretońsku, aż do boczku w żurku, że o nadzieniu ww. rolad czy schabowym nie wspomnę.

Pierogi ruskie? Najpierw trzeba mieć twaróg, a czegoś podobnego w niemieckim sklepie nie znajdziecie. Sernika z polskich przepisów też raczej tu nie upieczecie. W zamian za to w regale z nabiałem mamy Hüttenkäse/Körniger Frischkäse (nasz twarożek wiejski, czyli serowe grudki w płynie), Speisequark/Magerquark (coś w rodzaju serka homogenizowanego), Frischkäse (serowa pasta do smarowania o zbitej bądź lekkiej konsystencji).

Skoro jesteśmy w temacie, to kilka słów o śmietanie. Używając w Polsce tego słowa, mamy automatycznie na myśli kwaśną śmietanę. Tu jest inaczej. Kiedy w niemieckich przepisach natkniecie się na Sahne, chodzi zazwyczaj o naszą kremówkę. Nie-kremówka to Saure Sahne/Sauerrahm, oferowana w przeciętnym supermarkecie tylko w jednym rodzaju, z reguły o 10% tłuszczu, czasem 15%.

Kuchnia niemiecka powszechnie korzysta z 30% Crème fraîche. Ja także nie wyobrażam sobie już gotowania bez tego produktu, który w mgnieniu oka potrafi związać kilka prostych składników w smakowity sos czy zabielić zupę bez warzenia się i przykrych niespodzianek (można go gotować!). Kiedy zmuszona jestem do gotowania w Polsce, jego brak doskwiera mi chyba najbardziej. :)

Poza ladą chłodniczą natkniecie się jeszcze na pozyskiwany ze śmietany Schmand w kubeczku, o stałej konsystencji i wysokiej zawartości tłuszczu (24%). Na niemieckim rynku dominuje maślanka (Buttermilch). Kefir (Kefir) też jest znany, ale nie wszędzie dostępny. Kojarzony jest jednoznacznie z Rosją - nazwa wiodącej marki „Kalinka” mówi zresztą sama za siebie. ;) 



 Niemiecki-rosyjski kefir ;)

Źródło: trade.mar.cx; barcoo.com

Wiele sklepów oferuje ponadto Ayran (jogurt z wodą), wybierany najczęściej przez turecką klientelę. Stosunkowo popularne są mleka smakowe (króluje firma Müller) i oczywiście jogurty. Spora część Niemców nie wyobraża sobie śniadania bez jogurtu (Joghurt) i Müsli. Sprzedaje się też jogurty w szklanych słoikach zwrotnych (np. Landliebe).

Jogurt marcepanowo-makowy w słoiku na kaucję

Źródło: kuptoznemecka.cz

Wracając do pierogów; już słyszę głosy: „A co z pierogami z kapustą i grzybami”? Otóż… nie lubię kiszonej kapusty (Sauerkraut)! Kuchnia niemiecka darzy ją za to miłością nie mniejszą niż polska. Jedno ze sztandarowych szwabskich dań to Schupfnudeln mit Sauerkraut, wrzecionowate wałeczki mączno-ziemniaczane podsmażone z kapustą. Kapuśniak nie jest aż tak znany.

W handlu dostępne są liczne wariacje na temat kiszonej kapusty, np. z białym winem, z winogronami, Champagnersauerkraut, z ananasem, z wędzoną szynką. Można ją kupić w puszkach i saszetkach, w wersji ekspresowej, niewymagającej długiego gotowania.

Jeżeli o kapuście mowa, to wspomnę, że Niemcy mają też swoje gołąbki - Krautwickel/Kohlrouladen, składające się z białej bądź włoskiej kapusty i mięsnego nadzienia (bez ryżu czy kaszy). Popularną odmianą kapusty jest szpiczasta Spitzkohl, której widok na straganie zawsze wprawia mnie w dobry humor. :)

Niemieckie wersje gołąbków

Fot. Polschland

Ogólnie, jak się tak dobrze przyjrzeć, między kuchniami obu narodów znajdziemy jeszcze więcej podobieństw.

Ziemniaki (Kartoffeln) to hit łączący oba narody, podobnie jak wieprzowina. My mamy pierogi (Polnische Teigtaschen), Szwabi mają Maultaschen. Polacy konsumują flaki, Szwabi - Kutteln, ale na kwaśno. 

 Zbiór przepisów na flaczki

Fot. Polschland

Lubiane są gęste, sycące zupy z wkładką ziemniaczano-mięsną (Eintopf) i dania z roślin strączkowych, np. grochowa (Erbseneintopf), obowiązkowo z parówką (Würstchen). Kultowa zwłaszcza w Szwabii jest soczewica  (Linsen). Mało znany jest bób (Ackerbohne), jak i kasze. W przeciętnym markecie można dostać co prawda Perlgraupen (kaszę jęczmienną perłową), ale po gryczaną trzeba wybrać się do specjalnego sklepu typu Reformhaus.

 Jeden z marketów oferujących żywność organiczną

Fot. Polschland

Od jakiegoś czasu trwa w Polsce szał na kaszę jaglaną, rzekomo świetne danie śniadaniowe. Dla mnie to jakiś paradoks, bo nie znam żadnej osoby pracującej, która miałaby czas na płukanie, prażenie i gotowanie tejże przed wyjściem z domu. Nachalne promowanie jaglanej (i owsianki) przez polskie kucharskie sławy oraz całą blogosferę kulinarną to jakiś ewenement, za którym stoi polskie lobby producenckie  (przy okazji polecam lekturę artykułu Ofiary modnego jedzenia). W Niemczech nikt o tej modzie nawet nie słyszał.

Bo co jak co, ale współczesne Niemcy badzo szybko reagują na najnowsze doniesienia i odkrycia w dziedzinie zdrowej żywności. Produkty linii bio można kupić wszędzie, zarówno w normalnych dyskontach spożywczych, jak i specjalnych ekologicznych supermarketach (np. Alnatura, "siostra" DM-u) - i to za przystępną cenę.

 Moja jednorazowa przygoda z bubble tea zaczęła się i skończyła się jeszcze zanim bąbelkowa herbata doczekała się polskiej wersji artykułu na Wikipedii...

Fot. Polschland

Najjaskrawszym przykładem niech będzie choćby osławiony bubble tea, który kilka lat temu miał nadzieję na podbój niemieckiego rynku. Jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęły bary oferujące bąbelkową herbatę; nawet podupadająca szwabska knajpa Schwabenküchle, którą mijam codziennie w drodze do pracy, zainwestowała w odpowiedni sprzęt i produkty. Cóż, był to jej łabędzi śpiew...

Szybko okazało się bowiem, że "napój na bazie zdrowych herbat" to nie hit, a zwykły kit. Gwoździem do trumny były wyniki badań niezależnego niemieckiego instytutu badawczego, fundacji Stiftung Warentest, której ufa większość społeczeństwa. Podała ona, że bubble tea pod względem zawartości cukru i kofeiny stoi na równi z colą, a nawet ją przewyższa (w testowanych półlitrowych próbkach była równowartość od 18 do 30 kostek cukru!), a na dokładkę zawiera końską dawkę sztucznych barwników i aromatów, daleko wykraczającą poza przyjęte normy. 

Swoje trzy grosze wtrącili do tego pediatrzy, wskazując na możliwość zaksztuszenia się kuleczkami i ogólną szkodliwość tego napoju w przypadku dzieci.

Niemcy odwrócili się od bubble tea równie szybko, jak się nim zainteresowali, a większość lokali padła bądź zmieniła profil. Kiedy widzę polskie fotki na Instagramie z wizyty np. Bubbleology, kręcę tylko z politowaniem głową!

Miesiąc temu niemiecki dom aukcyjny zaoferował na jednym z portali 4000 kilogramów (!) kulek do bubble tea. Chętnych nabywców było... dwóch, a stanęło na 3 euro. Jak wytropił dziennik Bild, wygrał ktoś z Drezna. Jako że stamtąd do Polski niedaleko, nie zdziwiłabym się, gdyby kulki były dziś w kubku jakiegoś polskiego hipstera. ;)

Źródło: ebay.de

Do sporów może dojść natomiast na gruncie wędlin. W Polsce panuje powszechne przekonanie o wyższości rodzimych wyrobów nad tym, co proponuje reszta świata - którego nawiasem mówiąc nie popieram. ;)

Polskie kiełbasy są dla mnie bowiem dość podejrzanym konglomeratem czosnku i kawałków niewiadomego pochodzenia, w których - o zgrozo! - natknąć się można na kości i chrząstki, szynki zaś smakują podobnie.

W Niemczech znana jest kiełbasa krakowska (Krakauer Wurst). Z tym, że pod różną postacią. Natknęłam się już na wersje wyglądające jak nasza podwawelska czy myśliwska (cienkie, krótkie), a nawet grillowane (!). Krakowską, którą nawet lubiłam (chude plasterki gwarantowały brak chrząstek) oferował do niedawna Lidl, ale niestety zniknęła z asortymentu. :(

 Błąd w druku ;)

Fot. Polschland


 Krakowska w jednym z niemieckich supermarketów

Fot. Polschland

 Stoisko z grillowaną krakowską w bułce na monachijskim Oktoberfeście

Fot. Polschland

W wielu niemieckich miastach, zwłaszcza w Zagłębiu Ruhry, działają tzw. śląscy rzeźnicy, kontynuujący dawne tradycje, mający swoją wierną klientelę.

U mnie takich nie ma, brak też polskiego sklepu. Niektóre produkty trafiają się w rosyjskim markecie, ale tam nie bywam. Nad czym zresztą nie ubolewam, bo bez zapasu kiszonych ogórków czy wędzonego sera potrafię przeżyć długo. ;)

Z Polski przywozimy głównie słoiczki ostrego chrzanu z kwaskiem cytrynowym, którego wielkim fanem jest mój Mąż. W Niemczech chrzan dostępny jest przede wszystkim w łagodniejszej wersji ze śmietaną (Sahnemeerettich). My jemy go głównie z szynką czy pasztetem, tu zaś serwowany jest głównie do ryb na zimno (np. łososia, pstrąga, w parze z żurawiną), ewentualnie gotowanej wołowiny (Tafelspitz). 

Szyld polskiego sklepu w Monachium

Fot. Polschland

Słodyczy też mi nie brakuje. Krówki można kupić niemal wszędzie (Sahne Muh-Muhs), ptasie mleczko mi nie smakuje, a kultowe wafelki Princessa widuję w takich samych opakowaniach, ale pod inną nazwą - w końcu koncern ten sam. ;) 

 Miseczka z polskimi słodyczami na polskim disco

Fot. Polschland

W kategorii "ciasta i desery" nie ma zbyt wiele do powiedzenia. W okresie przedświątecznym popularny jest sękacz (Baumkuchen) w czekoladzie. Z owoców przyrządza się po jednej stronie Odry kisiel, a po drugiej Rote Grütze, mniej klajstrowatą odmianę tego deseru.

Zdarza mi się zatęsknić za świeżo usmażonymi pączkami z chrupiącą, brązową skórką, lepkim lukrem i milionem kalorii. Niemieckie Berliner to tylko dalekie echo tych tradycyjnych polskich, choć i w Ojczyźnie takie „zbrodnie na pączku” mamy, np. w hipermarketach.

 Niemieckie pączki to nie to samo... :)

Fot. Polschland

Polskie piwo (Bier) dostępne jest w niektórych marketach i hurtowniach napojów. Pod tym względem ma więcej szczęścia niż polska wódka (Wodka - uwaga, w niemieckim jest rodzaju męskiego!).

 Oferta polskiego stoiska na VH w Stuttgarcie

Fot. Polschland

Miłośnicy Kubusia będą zawiedzeni: Niemcy nie gustują raczej w soczkach marchwiowych. Niemal w każdym lokalu oferowane są soki w dwóch wersjach: normalnej (pur) i rozcieńczonej z wodą mineralną gazowaną (Schorle).

Taki obiad, polski chleb i żurek z jajkiem, to u nas rzadkość :)
Chleb pana Majewskiego z jednej z piekarni w moim mieście jest bezkonkurencyjny, ale w końcu trzeba mieć co wspominać, za czym tęsknić i na co się cieszyć, prawda? ;)

Fot. Polschland

 Ciekawostka na sam koniec: Niemcy trzymają widelec w inny sposób niż Polacy. Wygląda on moim zdaniem bardziej elegancko, ale jest mniej wygodny. Ja pozostałam przy swoim. ;)


 Źródło: sparkasse-aachen.de; myheimat.de; peter-becker.org


Post powstał w ramach facebookowej akcji Blogów językowych i kulturowych, do których można się przyłączyć wysyłając zgłoszenie na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com.

Zapraszam do lektury postów innych Autorów:


Chiny:

Biały Mały Tajfun Baixiaotai - 12 potraw Yunnanu
http://baixiaotai.blogspot.com/2014/11/12-potraw-Yunnanu.html 

Francja:

Francais-mon-amour - Moje osobiste top 5 kuchni francuskiej
http://francais-mon-amour.blogspot.com/2014/11/moje-top-5-kuchni-francuskiej-w-80.html

Love For France - Boeuf bourgignon
http://loveforfrance.majakka.pl/boeuf-bourgignon/ 

Francuskie (i inne) notatki Niki  -  Kuchnia francuska - moja osobista lista "pięciu przebojów"
http://notatkiniki.blogspot.com/2014/11/kuchnia-francuska-moja-osobista-lista.html

Hiszpania:

Hiszpański na luzie - Czosnek w kuchni hiszpańskiej
http://hiszpanskinaluzie.blogspot.com/2014/11/czosnek-w-kuchni-hiszpanskiej.html

Holandia:

Język holenderski - pół żartem, pół serio: Holenderska kuchnia
http://jezykholenderski.blogspot.com/2014/11/holenderska-kuchnia.html

Niemcy:

Blog o języku niemieckim - Dziwne niemieckie dania.
http://languageflirt-de.blogspot.com/2014/11/w-80-blogow-dookoa-swiata-dziwne.html

Niemiecka Sofa - Kuchnia w Niemczech - przepis na Currywurst
http://niemieckasofa.pl/2014/11/kuchnia-w-niemczech-przepis-na-currywurst/

Norwegia:

Morskie opowieści (kulinarne)
http://patinorway.blogspot.com/2014/11/141-morskie-opowiesci-kulinarne.html 

Rosja: 

Rosyjskie śniadanie: bliny, kawior, Łomonosow
http://www.rosyjskiesniadanie.pl/kucharska-sobota/bliny-kawior-lomonosow/

Szwajcaria:

Szwajcaria moimi oczami - Tradycyjne potrawy w poszczególnych kantonach Szwajcarii
http://szwajcarsko.blogspot.com/2014/11/tradycyjne-potrawy-w-poszczegolnych.html 

Szwajcarskie Blabliblu - Co można zrobić z sera? 
http://szwajcarskie-blabliblu.blog.pl/2014/11/25/co-mozna-zrobic-z-sera/ 

Szwecja:

Szwecjoblog - Szwedzka kuchnia? Szwedzkie kuchnie! 
http://szwecjoblog.pl/2014/11/szwedzka-kuchnia-szwedzkie-kuchnie.html

Wielka Brytania: 

English-at-Tea - Kuchnia Anglii moim okiem 
http://english-at-tea.blogspot.com/2014/11/kuchnia-anglii-moim-okiem.html 

English My Way
http://englishmyway.pl/im-dziwniej-tym-lepiej-kuchnia-brytyjska

English-Nook: 
http://english-nook.blogspot.com/2014/11/w-80-dni-dookoa-swiata-english-cuisine.html


Włochy:

Wloskielove - Jak Włoszki to robią, czyli czy makaron tuczy?
 http://wp.me/p4n2x4-b9

Primo Cappuccino - Jak skutecznie obrzydzić sobie Włochy?http://www.primocappuccino.pl/kuchnia-wloska-obrzydliwe-potrawy/


Studia, parla, ama - 10 rzeczy o kuchni włoskiej, których nie wiedziałeś: 
http://studiaparlaama.pl/w-80-blogow-dookola-swiata-10-rzeczy-o-kuchni-wloskiej-ktorych-nie-wiedziales/

Wietnam: 
Wietnam.info - Kuchnia wietnamska
http://www.wietnam.info/2014/11/kuchnia-wietnamska.html



Kulinarne posty mojego autorstwa: