Montag, 30. Juni 2014

Deszczowa piosenka o Annie


Piosenka, którą chciałabym dziś przedstawić, nie jest nowa. Wyszła spod skrzydeł stuttgarckiego zespołu Freundeskreis z Maxem Herre na czele. Sama grupa już nie istnieje, a jej członkowie skupiają się na solowych karierach, z dużym powodzeniem zresztą.

 Freundeskreis z Maxem Herre (po lewej)

Źródło: nedola.de


A-N-N-A na rynku muzycznym pojawiła się w roku 1996 i momentalnie stała się hitem, gwarantując debiutanckiemu albumowi Kwadratura koła (Quadratur des Kreises) platynę. Choć muzycy sami zaliczali się do nurtu tzw. świadomego rapu (Conscious Rap), problematyki społeczno-politycznej tu nie ma, przynajmniej w warstwie tekstowej.

 Źródło: misikmuehle-engen.de


A-N-N-A to nastrojowy i melancholijny hymn miłosny dla tytułowej bohaterki. Epizod, o którym mowa, rozgrywa się pod okapem jednego ze sklepów, pod którym On i Ona chronią się przed ulewnym deszczem. Spotkanie tych dwojga jest jak najbardziej przypadkowe, krótkie, ale brzemienne w skutki. Anna nie daje bohaterowi spokoju, wciąż powraca w myślach wtedy, kiedy pada i historia powtarza się - jak refren. Monotonię deszczu świetnie oddaje melorecytacja Maxa Herre i równie spokojna melodia. Zwróćcie uwagę też gitarę, której dźwięk zręcznie imituje spadające krople.

 A-N-N-Ę można lubić lub nie...

Źródło: Internet


A-N-N-A przeszła do historii niemieckiej muzyki rozrywkowej jako jedna z najbardziej znanych  piosenek miłosnych lat 90. ubiegłego wieku.

Kiedy czytam o niej dziś, zdania są podzielone. Od krytycznych (ospała, przeciętna, beznamiętna) po neutralne, aż do zachwytów. Mnie się podoba. W każdym razie na pewno warto ją znać!


Okładka tomiku poetyckiego Kurta Schwittersa

Źródło: kurt-schwitters.cids.net

Kilka słów odnośnie tekstu.
Imię Anna to, jak wiadomo, palindrom - brzmi tak samo czytane od przodu, jak i od tyłu. Odnajdziemy tu jednak jeszcze coś więcej, a mianowicie nawiązania do Kurta Schwittersa, jednego z najbardziej znanych niemieckich dadaistów. Spod jego pióra wyszedł bowiem wiersz Do Anny Blume (1919). Fragment, o którym mowa to:
 

Anna Blume, Anna, A-N-N-A!

Ich träufle Deinen Namen.

Dein Name tropft wie weiches Rindertalg.

Weißt Du es Anna, weißt Du es schon,

Man kann Dich auch von hinten lesen.

Und Du, Du Herrlichste von allen,

Du bist von hinten, wie von vorne:
A-N-N-A.

Tekst w wersji polskiej brzmi zaś:


Anna Blume! Anna, A-N-N-A, skraplam twoje
imię. Twoje imię kapie jak miękki łój wołowy.
Czy wiesz, Anno, czy wiesz już o tym?
Można cię czytać także od tyłu, i ty, ty
najwspanialsza ze wszystkich, jesteś z tyłu taka sama
jak z przodu: A-N-N-A.

Źródło: Hans Richter, Dadaizm, Warszawa 1986, s. 241




Kadry z teledysku

Źródło: YouTube


Osoby, które najpierw wysłuchały tekstu, a później miały okazję zobaczyć teledysk, mogą się nieźle zdziwić, bo w zasadzie w ogóle do siebie nie pasują.

Choć to może tylko pozory? Sytuacja zniewolenia/spętania i opętania jedną myślą czy halucynacji mogłyby być wspólnym mianownikiem... Szczerze mówiąc, lata szkoły i studiów zmęczyły mnie sformułowaniami „Co autor miał na myśli” na tyle, że na tym poprzestanę, zapraszając jednocześnie do obejrzenia klipu. :)

Dla mnie teledysk, muzyka i tekst stanowią jedną udaną całość i jedyne, co uparcie krąży mi po głowie, to podobny klimatycznie (pościg, ucieczka przez dżunglę) wideoklip do kawałka Fu-Gee-La The Fugees.



Źródło: draufabfahren.de


Jedno jest pewne: Freundeskreis i Max Herre na zawsze już będą kojarzeni z A-N-N-Ą. :)

W 2013 roku Herre nagrał nową, akustyczną wersję piosenki o tajemniczej deszczowej dziewczynie - z towarzyszeniem 25 osobowej orkiestry. Spotkała się ona z równie dobrym przyjęciem.

Linki:



i mały bonus, polecam :) :





Tekst niemiecki:

 A-N-N-A

Immer wenn es regnet, muss ich an dich denken
Wie wir uns begegnen, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
Um uns war es laut, und wir kamen uns nah
Immer wenn es regnet, muss ich dich denken
Wie wir uns begegnet sind, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
A-N-N-A

Pitschpatschnass floh ich unter das
Vordach des Fachgeschäfts, vom Himmel goss ein Bach, ich schätz´
Es war halb acht, doch ich war hellwach
Als mich Anna ansah, anlachte
Ich dachte, sprich sie an, denn sie sprach mich an
Die Kleidung, ganz durchnässt, klebte an ihr fest
Die Tasche in der Hand, stand sie an der Wand
Die dunklen Augen funkelten wie 'ne Nacht in Asien
Strähnen im Gesicht nehmen ihr die Sicht
Mein Herz, das klopft, die Nase tropft, ich schäme mich
Benehme mich dämlich, bin nämlich eher schüchtern
"Mein Name ist Anna", sagte sie sehr nüchtern
Ich fing an zu flüstern: "Ich bin Max aus dem Schoss der Kolchose"
Doch so 'ne Katastrophe, das ging mächtig in die Hose
Mach mich lächerlich, doch sie lächelte: "Ehrlich wahr, Mann"
Sieh' da, Anna war ein Hip-Hop-Fan

Immer wenn es regnet, muss ich an dich denken
Wie wir uns begegnen, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
Um uns war es laut, und wir kamen uns nah
Immer wenn es regnet, muss ich dich denken
Wie wir uns begegnet sind, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
A-N-N-A

Plitsch Platsch fiel ein Regen wie die Sintflut
Das Vordach, die Insel - wir war'n wie Strandgut
Ich fand Mut, bin selbst überrascht über das Selbstverständnis
Meines Geständnisses - Anna
Ich fänd es schön, mit dir auszugeh'n
Könnt mich dran gewöhn' dich öfters zu seh'n
Anna zog mich an sich: "An sich mag ich das nicht"
Spüre ihre süssen Küsse, wie sie mein Gesicht liebkost
Was geschieht bloss, lass mich nicht los
Anna, ich lieb bloss noch dich, andere sind lieblos, du bist
Wie Vinyl für meinen DJ, die Dialektik für Hegel
Pinsel für Picasso, für Philippe Schlagzeugschlegel
Anna, wie war das bei Dada
Du bist hinten wie vorne A-N-N-A
Du bist hinten wie vorne A-N-N-A
Du bist hinten wie vorne A-N-N-A

Immer wenn es regnet, muss ich an dich denken
Wie wir uns begegnen, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
Um uns war es laut, und wir kamen uns nah
Immer wenn es regnet, muss ich dich denken
Wie wir uns begegnet sind, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
A-N-N-A

Sie gab mir 'nen Abschiedskuss, dann kam der Bus
Sie sagte: "Max, ich muss", die Türe schloss. "Was, ist jetzt Schluss"
Es goss, ich ging zu Fuss, bin konfus, fast gerannt
Anna nahm meinen Verstand, ich fand an Anna allerhand
Manchmal lach ich darüber, doch dann merk ich wieder, wie's mich trifft
Komik ist Tragik in Spiegelschrift
A-N-N-A von hinten wie vorne, dein Name sei gesegnet
Ich denk' an dich immer wenn es regnet

Immer wenn es regnet, muss ich an dich denken
Wie wir uns begegnen, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
Um uns war es laut, und wir kamen uns nah
Immer wenn es regnet, muss ich dich denken
Wie wir uns begegnet sind, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
A-N-N-A

Lass mich nicht im Regen stehn
Ich will dich wiedersehn - A-N-N-A

Immer wenn es regnet, muss ich an dich denken
Wie wir uns begegnen, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
Um uns war es laut, und wir kamen uns nah
Immer wenn es regnet, muss ich dich denken
Wie wir uns begegnet sind, kann mich nicht ablenken
Nass bis auf die Haut, so stand sie da
A-N-N-A


I tekst po polsku (tumaczem nie jestem, więc to moja "hobbystyczna" wersja):


A-N-N-A

Zawsze, kiedy pada, nie mogę przestać myśleć o tobie
O naszym spotkaniu, nie mogę skupić się na niczym innym
Stała tam, przemoczona do suchej nitki
Wokół nas było głośno i zbliżyliśmy się do siebie
Zawsze, kiedy pada, nie mogę przestać myśleć o tobie
O naszym spotkaniu, nie mogę skupić się na niczym innym
Stała tam, przemoczona do suchej nitki
A-N-N-A


Uciekłem pod daszek sklepu mokry jak szczur

Lało jak z cebra, zdaje się,
że było w pół do ósmej, ale
oprzytomniałem, kiedy Anna na mnie spojrzała, uśmiechnęła się do mnie
Pomyślałem: Zdgadaj do niej, ale to ona mnie zagadnęła
Przemoczone ubranie kleiło się jej do ciała
Torebka w ręce, stała przy ścianie
Ciemne oczy migotały jak azjatycka noc
Na oczach mokre kosmyki
Serce mi wali, z nosa cieknie, wstydzę się
Robię z siebie durnia, bo jestem raczej nieśmiały
„Jestem Anna”, mówi trzeźwo
„Max z Kołchozu”, ja na to szeptem (Kołchoz/Kolchose - nazwa zespołu hip-hopowego, którego członkiem był kiedyś Max Herre)
Co za wpadka, totalna katastrofa
Wyszedłem na głupka, ale ona się zaśmiała, "Serio, stary"
Patrzcie no, Anna lubiła hip-hop



Urwanie chmury, istny potop
Daszek - nasza wyspa, byliśmy jak wyrzuceni na brzeg
Zebrałem się na odwagę, sam zdziwiony oczywistością mojego wyznania
„Anna, miło by było, wyjść gdzieś z tobą
Mógłbym spotykać cię częściej”
Anna przyciąga mnie do siebie - „W sumie nigdy tego nie robię”
Czuje jej słodkie pocałunki, jak muskają moją twarz
Co się dzieje? Nie puszcza mnie
Anna, kocham już tylko ciebie
Inne się nie liczą, ty jesteś
jak winyl dla mojego DJa, jak dialektyka dla Hegla
pędzel dla Picassa, pałeczki dla Philippe
Anna, jak to było w dada?
Jesteś z tyłu taka sama jak z przodu: A-N-N-A

Jesteś z tyłu taka sama jak z przodu: A-N-N-A
Jesteś z tyłu taka sama jak z przodu: A-N-N-A

Cmoknęła mnie na pożegnanie, bo podjechał autobus
Powiedziała: „Max, muszę już iść”, drzwi się zamknęły
- Co to, już koniec?
Lało, szedłem pieszo, skołowany, prawie biegiem
Anna odebrała mi rozum, podobało mi się w niej wszystko
Czasem się z tego śmieję, ale potem czuję, jak mnie trafiło
Komizm to lustrzane odbicie tragizmu
A-N-N-A, z tyłu taka sama jak z przodu,
imię twe błogosławione

Myślę o tobie, zawsze kiedy pada

Nie daj mi moknąć
Chcę cię znowu zobaczyć -  A-N-N-O

Mittwoch, 18. Juni 2014

Kościół katolicki w Niemczech


Z góry wyjaśnię, że we wpisie nie porywam się na analizę społeczno-historyczną Kościoła katolickiego w Niemczech, nie będę cytować ani statystyk, ani powoływać się na komentarze ekspertów. Potraktujcie ten wpis jako mały przyczynek do całości, pisany z punktu widzenia zwykłego członka (tzw. wierzącego i praktykującego) tegoż Kościoła.

W naszym mieście mieszkają chyba przedstawiciele niemal wszystkich wspólnot religijnych na świecie. Samo miasto opowiedziało się swego czasu za reformacją i od tego czasu wpływy luterańskie są tu bardzo silne. Katolików jest mimo to więcej - podejrzewam, że jest to zasługą nie rdzennych mieszkańców, a napływowych.

Parafia, do której należymy obecnie, jest parafią w śródmieściu, obejmującą swoim zasięgiem dzielnice specyficzne, bo zamieszkałe głównie przez ludzi starszych i dobrze sytuowanych singli o mało religijnym nastawieniu. Służyć mi będzie ona za punkt odniesienia, ale nie tylko, bo od swojego przyjazdu z Polski miałam styczność także z innymi parafiami w kilku innych landach - zarówno tych miejskich, jak i prowincjonalnych.

 Kościół parafialny w Legau

Fot. Polschland


Nadchodzi niedziela, dla katolików dzień święty. Jak pewnie wszyscy już wiedzą, tego dnia w Niemczech sklepy pozamykane są na cztery spusty (poza małymi wyjątkami oczywiście). Zwyczaj niedzielnych zakupów w Polsce, często zaraz po opuszczeniu progów kościoła, w konfrontacji z chlubieniem się katolicką tradycją jest dla mnie ciągłą zagadką. Osoby przybywające z Polski, przyzwyczajone do możliwości wyboru terminu mszy świętych zapewne zaskoczy fakt, że jest ich tu mało. Bywa, że nawet w dużych parafiach odprawia się jedną albo co najwyżej dwie msze niedzielne. O tych w tygodniu nie ma co mówić. Słowem: przegapisz godzinę mszy, masz pecha.

 Zamykana skrzynka na modlitewniki

 Ceny książeczek do nabożeństwa są, jak widać, dość wysokie

Modlitewniki są własnością parafii

 Półka na książeczki zawieszona na filarze




Inne praktyczne rozwiązania: schowki na modlitewniki przy ławkach, wózek na kółkach.
 
Podczas ostatniej wizyty w rodzinnych stronach (Wielkanoc 2015) dowiedziałam się, że w jednej ze śródmiejskich miejskich parafii Raciborza próbowano wprowadzić zwyczaj wypożyczania książeczek do nabożeństwa na czas mszy. Po pół roku nie została ani jedna. Kurtyna. 

Fot. Polschland


Do kościoła nie zabiera się swojego modlitewnika. Książeczki bierze się z regału/skrzynki/półki ustawionych przy wejściu. To świetne i bardzo praktyczne rozwiązanie. Pożyczasz sobie na czas mszy i oddajesz. O tym, że nie są twoją prywatną własnością przypomina pieczątka parafii. Posiadanie własnego modlitewnika nie jest w zasadzie konieczne. Ten „oficjalny” zawiera głównie pieśni, zaś tekstów modlitw, litanii i nabożeństw jest w nim mniej. Obok tych najbardziej znanych i istniejących od wieków (np. Ojcze nasz)  podane są i inne, jak najbardziej osobiste i na czasie, adresowane do współczesnego człowieka, z jego aktualnymi problemami i pisane „dzisiejszym” językiem  jak choćby te po stracie pracy.

 Przykłady współczesnych modlitw: dla osób, które zostały przez kogoś zranione oraz po utracie pracy. Poniżej nazwiska autorów obu tekstów.

Fot. Polschland


Książeczki do nabożeństwa są ogólnie dość drogie; kto chciałby takową nabyć, musi wyłożyć mniej więcej 20-25 euro. Zastanawiałam się kiedyś, czym podyktowana jest ich wysoka cena? Owszem, są wykonane bardzo porządnie, z twardą okładką i plastikową osłonką, ale żeby kosztowało to aż tyle? Znajdują się w niej nie tylko teksty, ale i nuty melodii. A pod każdą pieśnią widnieje szczegółowa metryczka: skąd pochodzi tekst (a nawet dana zwrotka), czyjego jest pióra, w którym roku powstał, to samo z melodią. Wykaz źródeł znajdziemy także z tyłu śpiewnika, wraz z dokładną listą instytucji i osób prywatnych posiadających prawa autorskie. Domyślam się więc, że otrzymują one za prawo druku wynagrodzenie.

 Metryczka pod jedną z pieśni

 Wykaz osób i instytucji, do których należą prawa autorskie



 Fot. Polschland


Nie wiem, jak wygląda sprawa w innych parafiach w Polsce, ale w moim regionie już od lat korzysta się z modlitewników. Nie zawsze się o nim pamięta, a są i tacy, którym do niczego nie jest potrzebny, bo albo znają większość pieśni na pamięć, albo w ogóle nie zamierzają śpiewać. To bardzo smutne, kiedy obserwuję moich sąsiadów i sąsiadki w ławkach - obecni, ale bierni.
W niemieckim kościele śpiewniki to podstawa! Śpiewniki i wyświatlacze numerów kolejnych utworów. Nie ma co za bardzo polegać na swojej pamięci, ponieważ niemal każda msza ma swój indywidualny charakter. Co w praktyce oznacza, że do konkretnego dnia w kalendarzu liturgicznym dostosowywane są nie tylko czytania, ale i pieśni, a z tych wybierane są pod kątem konkretnego święta nawet osobne zwrotki (np. trzecia i piąta). Także inne śpiewy są zazwyczaj różne - w książeczce znajdziemy minimum siedem różnych Gloria, Sanctus i Agnus Dei, kilkanaście Alleluja, z których ochoczo się korzysta.

 Nawa główna kościoła w Roggenburgu

Fot. Polschland


Niektóre msze, np. odpustowa, kiermaszowa, te połączone z udzieleniem sakramentu I Komunii Świętej, bierzmowania czy ślubu, karnawałowe (Faschingsmesse) albo ekumeniczne czy międzynarodowe mają swoją indywidualną oprawę. Aby umożliwić wszystkim orientację i godne uczestnictwo w Eucharystii, rozdaje się w tym dniu specjalnie wydrukowane broszurki.

 Broszurka na mszę w okresie karnawału - jej mottem była nadzieja

 Broszurka na odbywające się cyklicznie msze w dialekcie szwabskim

Ojcze nasz po szwabsku



 Broszurka ze mszy dla rodzin, w dwudziestolecie katolickego przedszkola


Broszura ze ślubu


 Broszura z dnia I Komunii Świętej


 Broszura przygotowana z myślą o mszy unickiej w katolickim kościele

Fot. Polschland


Co do samych pieśni, mam kilka swoich ulubionych, jednakże palmę pierwszeństwa muszę przyznać polskim, jako bardziej wpadającym w ucho i melodyjnym. Myślę, że jest w tym też duża „zasługa” sposobu, w jaki grają tutejsi organiści. Jako że w kościele nie ma zazwyczaj tłumów, nie ma co liczyć na głośny i chóralny śpiew wielu gardeł - melodię się po prostu „podgrywa” jak na próbie.

Co się tyczy samych organistów, reprezentują oni zwykle bardzo wysoki poziom i chętnie dają popisy swoich umiejętności w różnych częściach mszy bez śpiewu (np. przed pieśniami, podczas komunii, na wyjście).

Niestety, są też zazwyczaj mało elastyczni. Zdarzyło mi się kilkakrotnie, że rozpoczęcie mszy odwlekło się w czasie. W Polsce w oczekiwaniu na księdza organista zapewne zaintonowałby jakąś pieśń i grał tak długo, jakby trzeba było. Tu zaś pewnie nie miał przygotowanego niczego na zapas, co odbiegałoby od przyjętego na ten dzień planu.



 Zbiorniczki na wodę święconą z kurkiem ustawione są w każdym kościele i w większych kaplicach

Fot. Polschland


Pochylmy się krótko nad zebranymi w kościele ludźmi. Tak jak już wspomniałam, na msze uczęszcza regularnie niezbyt wiele osób, jeśli za porównanie posłużyć ma nam Polska. Sytuacje, w których wierni muszą stać pod ścianami albo obok ławek, bo nie znalazło się dla nich wolne miejsce, są zupełnie wyjątkowe.

Nie ma natomiast mody na spędzanie mszy przed kościołem, co w polskich parafiach (w tym i w Polskich Misjach Katolickich w Niemczech) jest wciąż obserwowanym zwyczajem.

Wśród zebranych dominują emeryci i osoby w średnim wieku, rzadziej rodziny z dziećmi, absolutną mniejszością jest młodzież.

W parafiach bawarskich frekwencja jest bez wątpienia wyższa niż w innych częściach Niemiec. Często spotkać można tam osoby w strojach ludowych lub stylizowanych na ludowe.

Fot. Polschland


Panuje dość duża różnorodność strojów. Podczas gdy w tradycyjnych polskich środowiskach małomiasteczkowych i wiejskich (w których się wychowałam), ale nie tylko, zapatrywania na kwestię ubioru są dość konserwatywne, tu nie interesuje on nikogo.

Dla mojego taty i teścia do dziś jedynym słusznym strojem męskim „do kościoła” są spodnie z materiału, koszula, krawat i marynarka, w zimie płaszcz czy elegancka kurtka. Dżinsy i sportowe buty zarezerwowane są dla młodzieży, a nie statecznych mężczyzn. Kobiety w mojej rodzinie do dziś mają zestawy „na niedzielę”.

Zjawisko lustrowania od stóp do głów przybyłych do kościoła jest powszechnie znane, podobnie jak komentowanie „jak się ubrała”. Nie wspominam już o damach, które wybierają się na mszę tylko wówczas, gdy sprawią sobie coś nowego i chcą zaprezentować to szerszej publiczności (przykład mojej sąsiadki). Albo o swoistych pokazach mody, np. podczas procesji Bożego Ciała albo uroczystości Wszystkich Świętych na cmentarzu - bo jakże inaczej wytłumaczyć te mocne makijaże czy szpilki na błotnistych ścieżkach? Podobna atmosfera panuje na mszach w polskich parafiach w Niemczech. Nie lubię tego i bardzo mnie to drażni.


 Źródło: express.olsztyn.pl


Pamiętam, jak na zakończenie roku szkolnego w polskiej szkółce przyparafialnej nauczycielka założyła tak wąską i krótką minisukienkę z odkrytymi plecami (czyżby nabyta na jakieś wesele?), że niemal nie mogła się ruszać, a do tego buty na dziesięciocentymetrowym obcasie. Kiedy stanęła przy ołtarzu, aby przeczytać fragment Ewangelii, wyglądało to jeszcze bardziej karykaturalnie.






Polki po jednej ze mszy - rozpoznać je można od razu

Fot. Polschland


Idąc na mszę niedzielną (i każdą inną) do niemieckiego kościoła nie muszę martwić się, co na siebie włożyć. Bo idę nie po to, aby pokazać się sąsiadom czy znajomym, ale po to, żeby spotkać się z Bogiem. A Jemu jest obojętne, czy masz na sobie adidasy, czy półbuty.

Nie zrozumiejmy się źle - Niemcy nie przychodzą do kościoła ubrani nieschludnie i byle jak - do stroju nie przywiązuje się tyle znaczenia ani do tego, „co ludzie powiedzą”. Kto chce przyjść elegancko i jak spod igły, ten przychodzi. Kto ma ochotę na mniej zobowiązujący zestaw, nie czuje, że odstaje od reszty.

Zresztą, przy niewielkiej liczbie osób w kościele i wciąż ubywających członkach Kościoła zaprzątanie sobie głowy tym, w czymś ktoś przyszedł, naprawdę nie jest ważne.

Tu chciałabym napisać coś, co ogólnie według mnie jest bardzo charakterystyczne dla Niemiec: w kościołach ludzi jest mniej, ale za to są to w większości ci, którzy przychodzą tam z przekonania i osobistej potrzeby.


Skarbonka w jednym z kościołów


Skarbonka to Opferstock

Fot. Polschland


Z Kościoła można się wypisać, co też wiele osób czyni, np. po skandalach związanych choćby z pedofilią (inna sprawa, że moim zdaniem jest to raczej pretekst) albo z przyczyn finansowych. Na Kościół się bowiem płaci, i to często niemało.

Do coniedzielnej kolekty i okazjonalnych zbiórek dochodzi podatek kościelny (Kirchensteuer), który zależny jest od zarobków.

Wszystkim niezłomnie przekonanym o tym, że Polska jest bastionem Kościoła katolickiego, a kościoły są pełne, chciałabym zasugerować, że sytuacja ta zmieniłaby się nadspodziewanie szybko, gdyby każdy członek zmuszony był uiszczać stosowną comiesięczną opłatę. Na podatek kościelny nie narzekam, bo nie mam powodu, chociażby dlatego, że dzięki temu finansowany jest jeden z moich etatów (opłaca mnie wprawdzie Kościół ewangelicki, a nie katolicki). Logiczne, że nie podcina się gałęzi, na której się siedzi. ;)

Kościół w Bellenbergu

Fot. Polschland


Ponadto, gołym okiem widać, że z tymi pieniędzmi coś się robi. Budynki sakralne i przyparafialne sale są zadbane, otoczenie kościoła także.

Księży wspierają w codziennej posłudze Pastoralreferenten (teolodzy). Nauczają w szkołach, zajmują się kwestiami organizacyjnymi i finansowymi, dbają o oprawę mszy świętych, prowadzą spotkania młodzieży itp.

Bardzo dobrze rozwinęta jest Seelsorge. Osoby pracujące jako SeelsorgerIn odwiedzają szpitale i hospicja, pojawiają się na miejscach wypadków, dyżurują przy telefonach zaufania, w więzieniach, a także w wieku firmach; słowem tam, gdzie ktoś potrzebuje wsparcia, pomocy, rozmowy.

Kościół aktywny jest na niwie szkolno-wychowawczej, ma swoje żłobki, przedszkola i szkoły, ale niech nikogo to nie zmyli - nie ma w nich żadnego prania mózgu czy nachalnej propagandy. Przyjmowane są do nich też osoby wiary innej niż katolicka.

Kolejnym aspektem jest działalność charytatywna i finansowanie różnorakich projektów, dzielnicowych centrów rodziny, grup samopomocy (np. niepełnosprawnych, samotnych matek, przewlekle chorych), kursów niemieckiego dla azylantów i wiele innych.

O wiernych się dba, np. wysyła im kartki z życzeniami świątecznymi, broszury z planem mszy świętych w okresie świątecznym itp.

Oczywiście, tak jak i wszędzie indziej, gdzie pracują ludzie i mają do czynienia z pieniędzmi, zdarzają się skandale finansowe i nadużycia na tym polu. Ale nie zapominajmy, że nie kradnie anonimowy, wielki, zły i potężny „Kościół-instytucja”, a konkretni ludzie, którzy tam pracują. A ludzie są różni, jak wszędzie, dobrzy i źli.

 Dekoracja stołu podczas imprezy odpustowej w naszej parafii




 Impreza odpustowa w salkach przy naszym kościele. Można zjeść dwudaniowy obiad, napić się kawy, spróbować ciast. Wszystko przygotowane jest rękoma wolontariuszy i rady parafialnej. 

Fot. Polschland


Wróćmy do naszej niedzielnej mszy. Oprócz różnorodności strojów, panuje także spora zróżnicowanie postaw, albo lepiej: pozcji ciała. Nie wszyscy stoją albo klęczą w tym samym czasie, siedzenie z nogą założoną na nogę też nikogo specjalnie nie oburza - czego mojej rodzinnej parafii w Polsce sobie nie wyobrażam i co mnie jednak trochę razi.



 Typowe dla niemieckiej mszy zróżnicowanie postaw ;)

Fot. Polschland


Za zupełnie normalne uznane jest także klaskanie, choćby po występie chóru albo jako wyraz uznania dla osoby uhonorowanej za pracę na rzecz wspólnoty. A piszę to dlatego, że jeszcze dwa lata temu mój wychowany na Kielecczyźnie wujek oburzał się, że w jednej z górnośląskich parafii klaskano po mszy ze wstawką organową jego własnego kilkunastoletniego wnuczka. 

Posługę przy ołtarzu pełnią ministranci i ministrantki. Dziewczęta w tej roli od lat nikogo nie szokują. Dla porównania: w wyżej wspomnianej polskiej parafii ksiądz do dziś nie wyobraża sobie zaangażowania kogoś innego niż chłopcy i skutecznie blokuje wszelkie innowacje na tym polu. Nie jest pewnie jedyny.




 Ministrant i ministrantka na procesji konnej w Weingarten

Fot. Polschland


Czytanie Ewangelii i modlitwy powszechnej są domeną duchownych oraz świeckich obojga płci, zaangażowanych w różnym stopniu w życie parafii, po krótkim kursie lektorskim (w pierwszym przypadku).

Podobnie jak rozdawanie Komunii świętej (nieco dłuższy kurs przygotowawczy) - szfarkami są również kobiety. I nie chodzi tu o sytuacje nadzwyczajne, ale o zwykłe msze.

Nie wiem, czy polski Kościół katolicki dojrzeje do tego w ciągu najbliższych kilkunastu czy kilkudziesięciu lat - lektura wpisów na ten temat pozbawia mnie złudzeń...




 Źródła: fronda.pl; kosciol.wiara.pl


A, żeby co niektórych zbulwersować już doszczętnie, dodam jeszcze, że szafarze obu płci nie mają żadnych specjalnych szat, są ubrani normalnie, a zdarza się też, że Komunię rozdzielają w dżinsach. Co nie znaczy, że czynią to mniej godnie!

Komunię przyjmuje się na rękę, tylko nieliczni klękają na krótko przedtem. Dodam też, że jeśli położycie lewą, a nie prawą dłoń na górze, także otrzymacie Hostię. Byłam świadkiem, kiedy w Polsce pewnej osobie nie chciano udzielić Komunii do czasu zmiany ułożenia rąk - prawa miała być nad lewą.

Dodam też, że sakrament Eucharystii przyjmuje się w Niemczech w bardzo dużym porządku i spokoju, nie ma gnania do ołtarza hurmem i przepychania (negatywny przykład mam w rodzinnej parafii).


 Piękne i prawdziwe świadectwo księdza Bartosza Adamczewskiego na temat udzielania Komunii św. na rękę -  każdemu "ekspertowi" w tej dziedzinie powinno dać do myślenia. Mnie zaś jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu, że każdemu polskiemu kapłanowi przydałyby się praktyki zagraniczne.

Źródło: mateusz.pl


Dla porównania: jeden z listów w tej sprawie, podpisanych przez wiele znanych nazwisk, m.in. Wandę Półtawską.

Źródło: mateusz.pl

Jeśli chodzi o tematykę kazań, są kwestie, których niemal na pewno tu nie usłyszycie, jak choćby obecność Szatana w codziennym życiu, straszenie Sądem Ostatecznym czy napominanie, wytykanie palcem osób niechodzących na mszę (przykłady autentyczne), o nachalnej polityce czy antykoncepcji nie wspominając.

Nie ma natrętnego pouczania, mówienia, co jest czarne a co białe, gotowych sądów; jest raczej wskazywanie pewnej drogi, ale wszystko to w formie przekazu dla myślących, podejmujących własne decyzje ludzi, a nie grupy wiernych, którymi trzeba pokierować z góry. 

Nie ma powtarzania, że My-chrześcianie jesteśmy narodem wybranym, podążającym jedynie słuszną drogą, co w Polsce słyszałam bardzo często, a co moim zdaniem generuje ksenofobię i konserwatyzm, uprzedzenia do przedstawicieli innych religii, którzy zresztą większości polskiego społeczeństwa znani są tylko z telewizji.

Podczas gdy Kościół polski wciąż przyjmuje postawę przedmurza chrześcijaństwa i opozycji do Zachodu (w domyśle: zlaicyzowanego lub ostrzej: zepsutego), Kościół niemiecki jest raczej inkubatorem zmian (uwaga! nie mówię, że wszystkie są pozytywne), tym, który otwiera się na nowe (vide wcześniejsze przykłady), krytykuje i pyta „co dalej?”: jak dopasować wiarę i Kościół do codziennego życia współczesnego człowieka.

W kazaniach wyraźnie podkreśla się człowieczeństwo Chrystusa, naturę boską i ludzką, możliwość popełniania błędów, normalnej kolei rzeczy, akceptowania siebie. W Polsce stawia się głównie na piedestale określony wzór chrześcijanina idealnego - świętego wręcz, do którego należy niezłomnie dążyć, dużo tego, tego, że jesteśmy źli i grzeszni, a także wzbudzania wyrzutów sumienia. Niemieccy księża nie wahają się mówić, że i ich czasem dopadają wątpliwości, zmęczenie i tak dalej.

Nie ma tu przykładowo zwyczaju dzwonienia na zakończenie okresu wielkanocnego bicia w dzwony na „pogrzeb duchowy tych, którzy nie przystąpili do spowiedzi”, które znam z rodzinnej parafii. Założę się, że gdyby proboszcz wygłosiłby z ołtarza takie zdanie, część wiernych po prostu by wyszła!

Podobnie jak np. starsze osoby w mojej niemieckiej parafii wychodzą ze mszy, jeśli kazanie było za długie. Bo druga strona niemieckiego medalu jest taka, że Kościół jest od wiernych bardzo zależny (choćby pod względem finansowym), bywa, że konformistyczny, zbyt liberalny, jeśli mierząc to polską normą. To tak zwane „rozmycie obyczajów”, na które się narzeka, znając inne realia.

 Wierny oczekujący na swoją kolej do spowiedzi indywidualnej w sanktuarium w Maria Steinbach. Czerwona lampka nad drzwiami konfesjonału sygnalizuje, że jest zajęty.

Fot. Polschland


Delikatną kwestią jest np. sakrament pokuty, chyba najmniej „popularny” wśród sakramentów. Kolejek do spowiedzi usznej w konfesjonale nie ma.  Praktykowane są za to Bußgottesdienste, tj. msze i nabożeństwa pokutne.

 Różnice między Bußgottesdienst a spowiedzią uszną

Źródło: Internet


Mały przykład. Na spotkaniu rodzin pierwszokomunijnych rok przed I Komunią ksiądz poinformował zebranych, że dzieci zobowiązane są do pojawienia się w kościele dziewięć razy - nawet nie na mszy, wystarczyłoby nabożeństwo, na co otrzymać miały odpowiednie potwierdzenie. Od razu podniosły się głosy rodziców, że dziewięć razy to... za często! W ciągu całego roku, przypomnę.

O jakichkolwiek egzaminach przed przystąpieniem do sakramentu, podwójnych spowiedziach, kuciu na pamięć pacierzy nikt nie słyszał.

Smutnym efektem tego jest fakt, że większość dzieci nie zna większości modlitw (jeśli nie nauczono ich tego w domu) i nie jest w stanie powiedzieć z pamięci np. dziesięciu przykazań bożych.

Nabożeństwo wieczorne w samym dniu I Komunii spotkało się z bojkotem mniej więcej 1/3 rodzin, natomiast tydzień po nim na niedzielnej mszy świętej w kościele obecnych było zaledwie dwoje (!) z dość licznej jak na niemieckie grupy 27 pierwszokomunijnych dzieci.

 Mobile ze zdjęciami dzieci przygotowujących się do przyjęcia I Komunii Świętej przymocowane nad ołtarzem

 Inne sposoby prezentacji pierwszokomunijnych dzieci





 Każde miało napisać coś o sobie... ;)

 Makieta pomocna na mszy dla przedszkolaków i ich rodzin

Fot. Polschland


O czymś takim jak roraty dla dzieci z wczesnym wstawaniem dzień w dzień i kolekcjonowaniem obrazków na ocenę nikt nawet nie słyszał. To dwa przykłady z wielu.

Kościół stara się jak może, żeby przyciągnąć rodziców z dziećmi. W mojej parafii paralelnie do normalnej Eucharystii organizowane są regularne Kindergottesdienste, które mają raczej formę luźnych pogadanek w przykościelnej salce, śpiewów i kolorowania obrazków na jakiś temat. W wielu kościołach urządzone są specjalne kąciki dla maluchów, gdzie mogą rysować albo przeglądać książeczki.

Wobec głośnych (czytaj: przeszkadzających) dzieci pozostali uczestnicy zachowują się bardzo wyrozumiale. I nic dziwnego, w końcu każdy młody członek Kościoła jest na wagę złota!



 Książeczki dla najmłodszych parafian

Fot. Polschland





 Broszurki w dwóch kościołach pielgrzymkowych przeznaczone dla dzieci. Napisane zrozumiałym, prostym językiem, z ciakawostkami. Po kościele w Oberelchingen oprowadza dzieci Brat Jakub, w Maria Steinbach mamy z kolei dziecięce ilustracje.

Fot. Polschland


Równouprawnienie kobiet i poprawność polityczna, tematy w Niemczech bardzo ważne, także są obecne. Ksiądz do zebranych zwraca się oczywiście Bracia i Siostry, ale też Drodzy Chrześcijanie i drogie Chrześcijanki (Christinnen und Christen). Do tego stopnia, że w tekstach pieśni zmienia się fragmenty, np. z „abyśmy byli braćmi” na „rodzeństwem”. :)

 Zaktualizowany tekst pieśni




Starsza wersja pieśni (u dołu) i nowsza (u góry)

Fot. Polschland


Ekumenizm nie jest tylko sloganem, ale codziennością. Bywa, że np. na katolickiej mszy homilię głosi ewangelicki pastor i vice versa. Organizowane są spotkania i dyskusje z przedstawicielami innych religii, wspólnie urządza dni otwarte połączone ze zwiedzaniem kościoła katolickiego, ewangelickiego, meczetu i synagogi.

Zdarzają się świątynie dwuwyznaniowe, katolicko-ewangelickie. W parafiach katolickich kościołami dzielą się wspólnoty niemieckie, ale też i inne narodowości, m.in. Erytrejczycy, Słoweńcy, Filipińczycy, Włosi, no i oczywiście Polacy.

Od czasu do czasu msze święte w innym obrządku (np. grekokatolickim) sprawowane są dla ogółu wiernych, normą są też msze dwu- albo wielojęzyczne. Wrażenie robi zwłaszcza zbiorowe Ojcze nasz, które każdy odmawia w swoim języku. Ostatnia część to słowa: Denn dein ist das Reich und die Kraft und die Herrlichkeit in Ewigkeit (wpływ protestantyzmu). Końcówka po niemiecku stawia kropkę nad i i symbolicznie łączy wszystkie wersje modlitwy w jedno.

 Chorwatki w strojach ludowych podczas jednej z międzynarodowych mszy

 Erytrejka (lub Etiopka) po mszy pierwszokomunijnej

 Fragment broszury z mszy niemiecko-włoskiej

Fot. Polschland


Bardzo dobrym przykładem zainteresowania Kościoła tym, co żywo dotyczy współczesnego człowieka, są Fürbitten (modlitwa wiernych). Podczas gdy te w Polsce (i znanych mi polskich parafiach w DE) niemal zawsze są tyleż kwieciste, co ogólnikowe, typu: Módlmy się za nas, abyśmy czerpiąc ze stołu Słowa i Chleba codziennie stawali się „święci i nieskalani” (oprac. Jakub Fyda, DDL Kraków), w Niemczech bardzo często odwołują się do najaktualniejszych wydarzeń z kraju i świata.

Żartuję często, że mogę nie oglądać telewizji, nie słuchać radia i nie czytać gazet, bo po mszy świętej będę z pewnością na bieżąco. I tak, modliliśmy się np. za ofiary katastrofy górniczej w Chile, za hodowców i producentów wyrobów mięsnych - aby podejmowali rozsądne decyzje (po aferach w tej branży), za ofiary klęsk żywiołowych w różnych regionach świata, za pokój między Izraelem a Palestyną, za ofiary zamachów terrorystycznych w Pakistanie, za kibiców podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w Brazylii - o wzajemne poszanowanie (łącznie z przyniesieniem piłki na ołtarz podczas ofiarowania darów), a nawet za osoby prześladowane ze względu na swoją orientację seksualną, które cierpią z powodu nietolerancji.

 Kapliczka wiejska i dzwonnica

Fot. Polschland

Wychowanych w polskim Kościele uderzy zapewne niewielki wpływ pobożności maryjnej (wyjątkiem jest Bawaria oraz sanktuaria maryjne) i ogólnie, pobożności ludowej, z jej nabożeństwami, koronkami, nieszporami, bardzo rozwiniętym kulcie świętych orędowników itd.






 Krzyże przydrożne

Fot. Polschland


Inny jest i był też stosunek do osoby św. Jana Pawła II. Nie minę się z prawdą, jeśli napiszę, że go przeciętnego polskiego katolika głosy krytyki jego osoby dochodziły słabo lub zgoła wcale, a podważanie jego nauk traktowane niemal na równi z herezją.

W Niemczech formułowano pod adresem papieża ostre sądy, zarzucając mu konserwatyzm oraz przede wszystkim brak zdecydowanych i konkretnych rozwiązań w kwestii dotyczących przestępstw seksualnych w Kościele. Jego niedawna kanonizacja przeszła tu raczej bez większego echa.




 Obrazek św. Jana Pawła II w kaplicy w jednej z dzielnic Günzburga - widok wcale nie powszechny

Fot. Polschland


Podczas gdy w Polsce każda kobieta w najbliższym otoczeniu kapłana jest z urzędu podejrzana o zbytnią zażyłość z nim, a księdza bacznie się obserwuje (łącznie z tym, dokąd jeździ na wakacje, z kim i czym, jakie meble ma w jadalni itp. - znów przykłady z mojego podwórka), tu sfera prywatna jest bardzo szanowana, a życie księdza „po godzinach” nie jest tematem najgorętszych plotek.

Mając takie nastawienie i możliwość ciągłych porównań z ewangelickimi pastorami i ich rodzinami, wciąż słychać głosy o anachroniczności celibatu. W Polsce też słychać postulaty domagające zniesienia tego - tyle tylko, że moim zdaniem są to raczej puste hasła, bo wymagałyby najpierw głębkich zmian mentalnościowych w społeczeństwie. Skoro dziś patrzy się księdzu na ręce, co kupuje w supermarkecie i jakie nosi spodnie*, to nie chcę sobie nawet wyobrażać, na jakim celowniku znalazłaby się jego żona i dzieci!

* Szok w jednej z wiejskich parafii Górnego Śląska: ksiądz jedzie na wakacje do ciepłych krajów i (o zgrozo!) ubrania ma "firmowe"! (zasłyszane przy wielkanocnym stole, A.D. 2015)

 Kościół niemiecki przyznaje się do nadużyć i błędów w stopniu dużo większym niż polski

Fot. Polschland


Każdy, kto żyje po drugiej stronie Odry bądź zna dobrze niemiecką kulturę, wie, jak ważna jest dla Niemców praca w grupie. Team i Teamarbeit to słowa klucze. Przy czym współdziałanie to zakłada, że każdy członek teamu ma swoje określone zadanie.

Nie inaczej jest z radą parafialną, podzieloną na sekcje.











Około miesiąc przed terminem wyborów dostaliśmy listy zachęcające do udziału w głosowaniu oraz listę kandydatów, a także zaproszenie na Wahlparty, tj. przyjęcie powyborcze, podczas którego ogłoszone miały zostać nazwiska wybranych. Kto nie mógł wziąć udziału w wyborach osobiście, mógł oddać swój głos za pośrednictwem poczty.
Rzut oka na lokal wyborczy. Były i stanowiska do głosowania, i listy wyborcze, i urna. Wszystko jak należy.

Fot. Polschland


Gablota rady parafialnej

Fot. Polschland

Członkowie rady rzeczywiście są zaangażowani w życie wspólnoty i aktywni podczas każdej mszy czy innej uroczystości, jak np. odpuście. Oprócz tego wiele imprez organizowanych jest ze wsparciem wolontariuszy (typowe dla Niemiec!).

Miłym zwyczajem są np. cykliczne spotkania przy kawie na przykościelnym placu, lubiane zwłaszcza przez seniorów (tzw. gemütliches Beisammensein), a także kiermasze świąteczne, sprzedaż ciasta itp. Na pewno wzmacnia to poczucie przynależności do parafii i pozwala na poznanie innych osób.





 Boże Ciało w naszej parafii: spotkanie połączone z poczęstunkiem na przykościelnym placu, dywan z traw i kwiatów przed wejściem do świątyni

Fot. Polschland

 Sprzedaż ciasta prowadzona przez mamy dzieci z katolickiego przedszkola

Fot. Polschland



 Spotkanie przy kawie i herbacie po niedzielnej mszy świętej



Sprzedaż domowych ciast - kolejna edycja

Fot. Polschland

Narrengottesdienst w kościele katolickim - na kazaniu ksiądz posługiwał się kukiełką

 Następnego roku msza błazeńska odbyła się w kościele ewangelickim, a pastor wygłosił rymowane kazanie



Typowi uczestnicy Narrengottesdienst

Fot. Polschland







Sztuka nowoczesna (grafika, rzeźba, architektura) ma w kościele swoje stałe miejsce, Niemcy nie boją się nowoczesnych rozwiązań

Fot. Polschland

Miejsca na zapalenie świeczek wotywnych są stałym elementem kościołów (wpływ kościoła prawosławnego), nie tylko sanktuariów

Fot. Polschland


 Parking proboszcza!

 Księżowskie pozdrowienia dla parafian


 W Allgäu spotkaliśmy się z zegarami umieszczonymi nad ołtarzem. Jedno jest pewne: wierni na pewno nie muszą spoglądać ukradkiem na własne zegarki podczas nudnego kazania! ;)

 Chrześcijańska "biblioteczka" w kościele

Kamień zachęcający do chwili chrześcijańskiej medytacji na trasie Mietingen-Ochsenhausen

Fot. Polschland



Pokrewny wpis:

Nauki przedmałżeńskie w Niemczech