Mittwoch, 30. Oktober 2013

Stereotypy o Polakach w Niemczech - moje doświadczenia



Muszę przyznać, że w Niemczech dość rzadko czuję się „obca”. Powodem tego stanu rzeczy jest niewątpliwie fakt, że niemal na każdym kroku można spotkać kogoś z tzw. Migrationshintergrund; tj. kogoś, kto ma korzenie w innym niż Niemcy kraju.

Wystarczy się rozejrzeć: moi sąsiedzi wywodzą się z Włoch (cienkie ściany i ekspresyjność ich wypowiedzi nie pozostawiają co do tego wątpliwości), w drodze do pracy mijam dzielnicę, w której łatwiej usłyszeć na ulicy rosyjski i turecki niż niemiecki. W kościele mszę odprawia czarnoskóry ksiądz, w zakładzie fryzjerskim uwija się Syryjczyk, a w odzieżowym obsługuje mnie Słowenka. Jednym słowem: multi-kulti.

W supermarkecie jestem świadkiem rozmowy: pan, Niemiec, zagaduje kasjerkę, skąd pochodzi (tę część dialogu przegapiam). „Wie lange schon im Exil?”, dopytuje się. „Elf Jahre”. A że ciekawość nie daje mi spokoju, proszę o powtórzenie, skąd pani pochodzi. Z Lipska. Znaczy się „Ossi”, czyli nie stąd. Doprawdy, nie jestem sama.

Polacy zdają sobie sprawę, że stereotypowe wyobrażenia o naszym narodzie wśród zachodnich sąsiadów (nie tylko w Europie, ale też np. w USA) są niezbyt chlubne. Polak to pijak, złodziej, obibok, kombinator, bohater niewybrednych anegdot, w najlepszym razie osobnik średnio rozgarnięty.

Wielowiekowe sąsiedztwo Polski i Niemiec zaowocowało po obu stronach stereotypami i uprzedzeniami. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że przeciętny Niemiec podczas pobytu w Polsce zostanie z nimi skonfrontowany bardziej dotkliwie niż Polak w Niemczech. Cóż, przyczyn jest wiele, m.in. inne rozumienie poprawności politycznej i choćby delikatności żartu.

Z nieukrywanym zdziwieniem czytam artykuły takie jak ten. Czytam i dziwuję się. Stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że nigdy nie byłam świadkiem choćby podobnych do opisanych w artykule rozmów. Nigdy nie udało mi się usłyszeć w "naturze" żadnego z rzekomo powszechnie krążących po Niemczech Polenwitze. Nigdy nie byłam przez nikogo gorzej czy choćby inaczej traktowana ze względu na fakt, że pochodzę z Polski czy posługuję się w Niemczech językiem polskim. Nigdy czyniono do tego nigdy żadnych, nawet najmniejszych aluzji.

Czyżbym była jakimś wyjątkiem?

W ciągu dość długiego już pobytu w Niemczech tylko dwukrotnie powołano się w rozmowie ze mną na stereotypy. Były to sytuacje raczej zabawne niż nieprzyjemne.

Pierwsza dotyczyła turystyki karawaningowej w Polsce. Pewien emeryt chciał wiedzieć, czy warto udać się do Polski na kemping i - dodał konspiracyjnym szeptem - „Czy jest tam, wie pani... bezpiecznie”. ;)

Drugą osobą była znajoma Szwabka pochodząca z Węgier (Donauschwäbin), która ostrożnie podpytywała, czy „u nas też tak piją”. Otrzymała ode mnie stosowne informacje na temat aktualnej sytuacji spożycia alkoholu w Polsce oraz preferowanych trunków i na tym temat się zakończył.

 Źródło: Internet

Kiedyś zastanawiałam się, jak pogrupować reakcje Niemców na wieść, że jestem Polką.

Gwoli wyjaśnienia dodam, że prócz polskiego mam także niemieckie obywatelstwo i tzw. pochodzenie, co znaczy, że przez państwo jestem traktowana jako pełnoprawny niemiecki obywatel. Mimo to żaden z Niemców nigdy nie uzna mnie za „swoją” i w stu procentach niemiecką, co jest dla mnie jasne i wcale nie dziwi; ani też do tego nie aspiruję. Tak na marginesie - to prztyczek w nos dla całej górnośląskiej „mniejszości niemieckiej”: Kochani, możecie w Polsce pozować na Niemców, ale w Niemczech zawsze będziecie „obcymi” z Polski.

Kontynuując wątek: reakcje są trzy.
 
Pierwszej grupie osób mój rodowód jest jak najzupełniej obojętny. Bywa i tak, że osoby młode mają niejasne pojęcie o historii regionu, z którego pochodzę. Mam polskie nazwisko, niemiecki jest dla mnie językiem obcym, moje zwyczaje i tradycje są polskie, więc jestem Polką z Polski - i kropka. A zresztą: co z tego? Każdy skądś jest.

W moim mieście mieszkają osoby ze 140 krajów. Żadna egzotyka. Nie to co w Polsce, gdzie obcokrajowiec zamieszkały na stałe jest swoistą ciekawostką (mówię przede wszystkim o tzw. prowincji, bo wiadomo, że choćby w stolicy jest inaczej).
A już mówiący biegle po polsku? Zupełna egzotyka. Na szczęście powoli, powoli nasi rodacy oswajają się z „obcymi”. Ale wystarczy przypomnieć sobie furorę, jaką robił swego czasu program „Europa da się lubić” i - krótkie, bo krótkie, ale kariery niektórych jego gości. I pierwszą edycję „Big Brothera” czy polsatowskiego "Baru", do którego ściągnięto Polonusów z Niemiec i USA, a także uczestników z Burkina Faso, z Chin czy z Armenii.
 
Drugą grupę stanowią osoby powyżej 60. roku życia, emeryci, którzy po rozmowie ze mną obiecują sobie najwyraźniej katharsis. Skomplikowana polsko-niemiecka historia nie daje im spokoju, toteż zazwyczaj już po kilku początkowych uprzejmościach przepraszającym tonem mówią o tym, jakich okropieństw dopuścili się Niemcy podczas wojny i okupacji w Polsce.

Często zahacza się także o temat pt. „Ucieczka i wypędzenia” (drugi termin jest wg mnie trochę nieszczęśliwy w tłumaczeniu, wolę sformułowanie „wygnanie”). I tu niespodzianka dla wszystkich anty-Niemców: nazwisko Steinbach zdecydowanej większości osób nic nie mówi i w konwersacji w ogóle się nie pojawia. To samo dotyczy Powiernictwa Pruskiego. 

Wspomnienia ziem utraconych to zazwyczaj wspomnienia z utraconego raju, krainy dzieciństwa - ale czyż inne są wspominki Polaków z Kresów? Niemcy są świadomi tego, że obecna powojenna sytuacja jest dziełem historii. Doskonale zdają sobie sprawę, dlaczego stało się tak a nie inaczej. Mają świadomość wyrządzonych Polakom krzywd.  I bynajmniej nie pałają żądzą odzyskania polskich Ziem Zachodnich.

Dalej, rozmówcy tego typu dzielą się ze mną historią rodzinną („Babcia pochodziła z Breslau”), opowiadaja o nostalgicznych wycieczkach do dawnej małej ojczyzny - a tę wielu wciąż ma w pamięci i w sercu.

Inną kategorią są opowieści o przymusowych robotnikach z Polski, którzy przebywali w ich rodzinach - zapewnia się mnie przy tej okazji żarliwie, że byli traktowani na równi z domownikami. Dlaczego mam w to nie wierzyć? W zasadzie jest mi to obojętne.

Z perspektywy tej grupy rozmówców wygląda to mnniej więcej tak: Oto nadarza się okazja, aby przeprosić za narodowe niemieckie winy. Przeprosić mnie, bo jestem z Polski. A zatem reprezentuję ogół Polaków. Zgodnie z zasadą pars pro toto.

I muszę szczerze wyznać, że tego bardzo nie lubię. Druga wojna światowa to dla mnie już odległa historia. Kiedyś należy w końcu skończyć z wywoływaniem duchów przeszłości i wiecznymi przeprosinami za winy, których nie wyrządziło się samemu. Historii już nie zmienimy, ale możemy wpłynąć na przyszłość i kształtować ją. Poza tym - urodziłam się pół wieku po wojnie, znam ją tylko z książek, nie jestem ofiarą, adresatem nawet symbolicznych przeprosin się nie czuję i nie chcę czuć.

Trzecia grupa na wieść, że jestem z Polski reaguje niezwykle pozytywnie. Mój lekarz rodzinny przy każdej okazji wychwala pod niebiosa opiekunkę z Polski, która zajmuje się jego sędziwą matką (pani jest już niemal członkiem rodziny; w Polsce rzuciła posadę anglistki i germanistki). Ostatnio opowiadał o wakacjach nad Bałtykiem.

Do tego dochodzą oczywiście wspominki z Krakowa, jakimi raczą mnie napotkane przy różnych okazjach osoby, a i pozytywne wrażenia z Wrocławia. Chwalono już przy mnie się polskich robotników budowlanych i ich pracę (dobrze, że nikt ich nie rozumie - obok mojego domu trwa budowa i często wydaje mi się, że tajemnicą sukcesu polskiej ekipy są wykrzykiwane co rusz k...y). Ci, którzy znają Polskę z okresu PRL-u doceniają tempo i jakość zachodzących w kraju zmian. Takich przykładów znam mnóstwo.

Aby „dokopać się” do zmagazynowanej w niemieckich głowach wiedzy o polskich stereotypach trzeba trochę podrążyć. I tak na przykład, na zajęciach i wykładach z Niemcami od czasu do czasu poświęcam godzinkę na rozmowy o wzajemnych uprzedzeniach. Słuchacze sporządzają listę znanych im obiegowych opinii o kraju i ludziach. Prócz tych najbardziej oklepanych (wódka, kradzieże, katolicyzm) pojawiają się także fakty, o których nie słyszałam (nazwiska polskich informatyków, formuły matematyczne polskiego autorstwa itp.) - co więcej, pozytywów jest zwykle więcej niż negatywów!

W grupach, w których Polska malowana jest w czarnych barwach, zazwyczaj nikt w tym kraju nie był. A skoro tak, to na czym ma opierać swoją wiedzę, jeśli nie na stereotypach?

Moi niemieccy słuchacze zazwyczaj zaskoczeni są listą polskich stereotypów na temat Niemców. Rekacje są różne, zależne od wieku i pochodzenia. Od zdziwienia („Przecież tylko Bawarczycy zakładają Lederhose, a i tak tylko na wyjątkowe okazje”) przez zdziwienie („My i gipsowe krasnale?”), aż do oburzenia („Szwab to w Polsce obelga?!”).

 Steffen Möller ucharakteryzowany na "typowego Niemca" w programie "Europa da się lubić"
Źródło: Internet

Wspólnie zastanawiamy się, jaka jest geneza stereotypów, skąd się biorą, jakie jest ich historyczne źródło. To wiele wyjaśnia, pomaga zrozumieć.

Co do „polskich mitów”, to nie staram się Polski wybielać ani nie walczę o jej dobre imię, o nie. Proponuję, by każdy przekonał się na własnej skórze, czy w zasłyszanych opiniach na temat Polaków tkwi ziarno prawdy. Pojechał, zobaczył.

Na jednym z wykładów byłam świadkiem dyskusji kilku seniorów. Jeden, który był kilka razy w Polsce, obalał mit o kradzieżach niemieckich samochodów. Drugi, który także miał sposobność być w naszej ojczyźnie, był innego zdania - jemu w Polsce auto ukradli. Cóż, sama znam minimum trzy przykłady z kręgu znajomych, których spotkało to samo. Najbardziej było mi żal matki koleg, Niemca, który spędzał rok na Politechnice Gliwickiej. Mama, również rodowita Niemka, wybrała się w odwiedziny do syna, a dodajmy, że była to jej pierwsza w życiu wycieczka do Polski. Samochód zniknął tej samej nocy sprzed akademika; wiele wyjaśni, że był to ulubiony swego czasu przez złodziei VW Golf.

Z moich doświadczeń wynika też niestety smutna prawda: dla wielu Polaków stereotypy na temat naszego narodu są znakomitą wymówką. „Nie dostaję w pracy awansu. Szef się mnie ciągle czepia. Koledzy traktują z dystansem. Tylko dlatego, że jestem z Polski. Uwzięli się na mnie”. Czy aby na pewno? Jesteś gotów uderzyć się w pierś i powiedzieć, że może mają inne powody?

Krytyka polskich przywar i trzeźwe spojrzenie na Nas jako naród to jedno, a celowe kalanie własnego gniazda to drugie. Słyszał ktoś w Polsce o niejakim Marku Fisie (właśc. Wojciechu Oleszczaku)? Nie? Niewiele straciliście. Facet od kilku ładnych lat jedzie na kawałach z brodą (Polenwitze) i odgrzewanych kotletach, w których niemczyzną z wybitnie polskim akcentem i takimiż błędami przedstawia swoich ziomków jako półgłówków (ćwierćgłówków?).

 Plakat reklamujący show Fisa
Źródło: eventim.de

Humor to najniższych lotów. Mały wyciąg z repertuaru. Oto Marek jako kandydat w „Polen sucht den Superstar” („Idol”). Stawia się jak zwykle w powyciąganym dresie i włożonej do środka pomiętej czerwonej koszulce z białym orłem i napisem "Polska". Pochodzi z miejscowości, której nazwa jest długa i zawiera w sobie minimum trzy k...y. Jury chce wiedzieć, jaki jest jego życiowy rekord spożycia. 3.4 promila? Śmiech na sali. Lepiej idzie mu w okradaniu auta na czas. Po kilku sekundach zręcznie wyciąga radio.

Inna scenka, tym razem z „Die Polen-Nanny” („Super niania”). Rodzina Polaków  ma spory problem. Ich syn nie pije, nie pali, nie kradnie, a na dotatek zbiera dobre oceny z kartkówek i - o zgrozo! - prosi rodziców o zdrową przekąskę, jabłko. Tu pomoże tylko polska niania (Fis), która nawróci marnotrawnego syna.

Polska niania wkracza do akcji...
Źródło: youtube.com


Albo „Pole sucht Frau” (parodia reality soap „Bauer sucht Frau”) - polski rolnik szuka żony. Idzie mu dość opornie, bo nie dość, że zaproponować może przyszłej wybrance tylko szopę bez kanalizacji, to jeszcze nie wylewa za kołnierz, a i zabawić się z kozą lubi...

Kilka miesięcy temu Oleszczak brylował w polskiej telewizji śniadaniowej, gdzie wyznał, że Polenwitze Haralda Schmidta sprzed kilku laty były... niesmaczne. Hmm... Jak określiłby swoje? Dla mnie są nie tylko niesmaczne, ale i niestrawne. Mam poczucie humoru, z Polaków (w tym z samej siebie) i dotyczących ich stereotypów umiem się śmiać, ale dla mnie jest to poziom podłogi... Na szczęście Fis to margines, produkt dla najniewybredniejszej publiczności, która w każdym kraju się znajdzie.

Mleczkę uwielbiam! :)

Powoli dochodzimy do kolejnego tematu-rzeki, jakim są typy Polaków spotykanych w Niemczech. Z tym, że to już materiał na kolejnego posta. Dziś przybijam już do brzegu. Do przeczytania!

Sonntag, 27. Oktober 2013

Kulturelle Unterschiede: Privatsphäre & Datenschutz / Różnice kulturowe: stosunek do prywatności i ochrony danych osobowych



Ein weiterer wichtiger Punkt, der für die deutsch-polnischen kulturellen Unterschiede markant ist, ist das Verhältnis der Menschen zu deren Privatsphäre und zum Datenschutz.

Ein Beispiel dafür. Vor ein paar Jahren boomte in Polen ein Internetportal Nasza Klasa (Unsere Klasse) - ein polnisches Pendant zu den späteren meinVZ oder Facebook. Fast jeder Pole war dabei. Das Netzwerk bot die Möglichkeit, über die ganze Welt verstreute Klassenkameraden zu finden, alte Bekanntschaften aufzufrischen oder mit fast vergessenen Cousinen vierten Grades in Kontakt zu kommen. Das Übliche, was man eben von Online-Communities kennt.

Da in Polen Bescheidenheit in persönlichen Gesprächen ganz groß geschrieben wird, erwies sich die Internetplattform zusätzlich als eine gute Gelegenheit, aller Welt zu zeigen, dass man einen neuen Fernseher hat, die diesjährigen Ferien in Ägypten verbracht oder sich eine imposante Hollywoodschaukel zugelegt hat.

 Das beliebteste Motiv:

Quelle: wiocha.pl

Quelle: wiocha.pl

Selbstverständlich tat man dies nur indirekt - so trugen die meisten Fotos ganz harmlose und allgemeine Überschriften, wie etwa „Ein Hauch von Frühling“ oder „Sommer, Sommer überall“ - dabei wäre doch der Titel „Ich und meine nagelneue Gartenlaube“ viel besser gewesen.

 „Sommer, Sommer überall“
 Quelle: wiocha.pl

Mittlerweile glaube ich, dass es für viele Personen keine Tabus mehr gibt. Alles toppen jedoch die zahlreichen Bilder von Babys, die die stolzen Eltern/Großeltern oder Paten posten. Mir blieb die Spucke weg, als ich z. B. eine Reihe von Fotos vom abendlichen Baden sah, auf denen das Kind splitterfasernackt zu sehen war. Die Bildergalerie war für jeden zugänglich, auch für diejenigen, die mit der Mutter des Mädchens nicht befreundet waren. Sie verfügte anscheinend nicht über die leiseste Ahnung, dass solche Fotos als Magnet für Menschen mit bösen Absichten fungieren könnten. Man fragt sich bei der Gelegenheit, was die Netzwerkadministratoren tun. Offensichtlich nichts, wenn man so etwas uneingeschränkt veröffentlichen darf.

„So schön schläft sie, meine geliebte, verehrte Mutti“
Quelle: funny.pinger.pl


"Mit meiner Familie nach der Feuerbestattung der Mutter"
 Quelle: funny.pinger.pl

Eine Situation, die mir sehr anschaulich machte, wie man in Deutschland die Privatsphäre der Kinder schützt, habe ich schon sehr früh erlebt. Mit einem Team habe ich damals einen Malwettbewerb organisiert, der für die Grundschulkinder einer Waldorf- und Montessorischule bestimmt war.

Schon die Anmeldeformulare waren eine Kunst für sich und glichen einem Ehevertrag. Die Eltern wurden gefragt, ob ihr Kind an dem Malwettbewerb teilnehmen darf, ob ihm ein Foto während der Abschlussveranstaltung gemacht werden darf, ob man das Bild in der Ausstellung aufhängen darf, ob man die persönlichen Angaben (Name, Klasse, Schule) unter das Bild schreiben darf, ob man diese auf der Webseite des Organisators nennen darf, ob das Werk abgebildet werden darf, ob man es in einer Druckversion in einem Flyer benutzen darf…

Die Litanei von „darf“ Fragen, die man mit „Ja/Nein“ beantworten konnte, nahm fast kein Ende und bildete zahlreiche Konstellationen. Dies erwies sich als ein Problem, als es später zur Sortierung der Werke kam.

Tatsächlich fanden sich Eltern, die nicht wünschten, den Namen, die Fotos bzw. Malbilder ihrer Sprösslinge zu veröffentlichen. Schade eigentlich, dachte ich mir. Was nutzt der erste Platz, wenn man als Sieger völlig anonym bleibt?

Wenn ich an in Polen organisierte Wettbewerbe jeglicher Art denke, kann ich mich beim besten Willen nicht daran erinnern, dass man daraus eine so große Sache gemacht hatte. Die Eltern gaben die Informationen über die Kinder sogar gerne preis, denn schon ein kleiner Artikel in der lokalen Presse war ein Grund, stolz zu sein. Wenn noch ein Foto dazu gemacht wurde, war die Freude umso größer. Die Zeitung wurde dann gleich in mehreren Exemplaren gekauft, an die Familie verteilt und allen Bekannten präsentiert. Um die Rechte des Kindes über sein Malbild kümmerte sich ebenfalls niemand.

Man kann bildlich sagen, dass die Aufklärung, wenn es um den Datenschutz in Polen geht, noch in den Kinderschuhen steckt.

Aber dies ist noch nicht die ganze Wahrheit, denke ich. Ein weiteres Beispiel. Während in Deutschland viele Menschen fast auf die Barrikaden gingen, weil sie nicht wollten, dass ihr Haus je bei Google Street View gezeigt wird (darunter auch meine Nachbarschaft), traf ich in meiner polnischen Heimatstadt auf eine ganz andere Einstellung. Mein Cousin informierte mich voller Stolz und Freude, dass das Google-Auto seine Straße schon fleißig abfotografiert hatte. Und das Beste kam noch: er sei mit seinem kleinen Sohn im Arm auf die Straße gerannt, weil er wollte, dass man den Kleinen im Internet sieht! Samt Haus, Garten, Autos vor der Garage und dem Rest der Familie natürlich. Proteste? Empörung der Massen? Fehlanzeige! Ein Vergleich der Landkarten von Deutschland und Polen zeigt deutlich, wovon ich rede

„Die Menschen protestieren gegen Google Street View aus Angst, weil sie alles fürchten, was neu ist“, so Artur Waliszewski, der 2010 über die Pläne von Google, in Polen zu fotografieren, sprach. „Noch einige Zeit nach der Erfindung des Autos musste ein Mensch mit einem grünen Zweig vor dem Fahrzeug laufen, um die Passanten zu warnen. Heutzutage finden wir das lustig“, fügte er noch hinzu. Nun ja, wer möchte denn später als Witzfigur dastehen? Niemand traut sich, die Rolle des Warnenden zu übernehmen.

Google Street View bedeutete für die überwiegende Mehrheit der Polen nichts anderes als Fortschritt - und wer bitte schön möchte als Fortschrittsbremse gesehen werden? „Es gibt schon Städtchen, Dörfer, Denkmäler - bald das ganze Land. Die große Aktualisierung Google Street View ist zugleich eine große Lust und natürlich eine Chance, um das alltägliche Polen der ganzen Welt zu zeigen“, schrieb man damals. Google Street View wurde den Polen noch schmackhafter gemacht und als unentbehrlich präsentiert: man bereitete sich damals auf die Euro 2012 vor und den kommenden Touristen sollte man doch die Orientierung in Polen erleichtern.

„Wer hat sich in einem weißen Fleck platziert?“
Diejenigen Ortschaften, die nicht abfotografiert wurden, gelten als hoffnungslose Kaffs.

Quelle:  http://pclab.pl


„Ich habe mein Haus gesehen. Und bekennte Penner auf der Straße. Sie sind überall!“, so eine Bekannte einer Journalistin, die einen Artikel über Google Street View in Polen verfasste. „Ich habe sofort mein Haus gegoogelt; seitdem bei Google Maps tausende neue Panoramabilder aus Polen veröffentlicht wurden, darf jeder sich sein Anwesen aus der Nähe anschauen. Man muss lediglich auf Google Maps einen für uns interessanten Punkt finden und ihn maximal vergrößern“, schwärmt sie.

Unter dem Text eine Umfrage: „Hast du schon dein Haus auf Google Street View gesehen?“. 65% der Teilnehmer (2266 Personen) meinten „Ja, das ist fantastisch!“, 20% (716) „Nein, weil es noch nicht da ist“, 11% (381) haben es ebenfalls gemacht und ist unzufrieden, dass man ihr Domizil  sehen kann.

Ich frage mich immer, ob die Gefahr der Datennutzung so groß ist, dass man in Deutschland jede Kleinigkeit wie einen Schatz hütet, oder wurde die Sache doch aufgebauscht. Die Antwort, als in Deutschland lebende Polin, fällt mir nicht leicht. Wäre die goldene Mitte vielleicht eine?


Zum Weiterlesen:

PL


http://pclab.pl/news53072.html


http://biznes.gazetaprawna.pl/wywiady/446566,ludzie_protestuja_przeciw_google_street_view_bo_to_co_nowe_zawsze_budzi_obawy.html

http://podroze.gazeta.pl/podroze/1,114158,13799571,Znajdz_swoj_dom_na_Google_Maps__Juz_prawie_cala_Polska.html

Samstag, 12. Oktober 2013

Klischees über Polen in Deutschland - meine Erfahrungen


Sind wir uns denn so fremd?


Glücklicherweise fühle ich mich in Deutschland nicht so oft fremd, weil ich überall Menschen mit Migrationshintergrund sehe, z. B. meine Nachbarn, die Verkäuferinnen im Supermarkt, meine Freundinnen und Freunde usw. Dies gibt mir ein Gefühl, dass die Menschen gewöhnt sind, dass jemand nicht von hier sein muss.  

Wo begegnen mir Vorurteile und Klischees  – und wie gehe ich damit um?

Über Polen, das Land und die Leute, bestehen diverse Stereotypen, die meistens negativ sind (wie z. B.: "Kaum gestohlen, schon in Polen"; Polenwitze, wo meine Landsleute als Dummköpfe dargestellt werden; Begriff "polnische Wirtschaft"; Wodka).

 oliverschopf.com

Da Deutschland Polens Nachbarland ist, gibt es von beiden Seiten zahlreiche Sprüche und Meinungen, die man als Vorurteile, Klischees und Stereotypen bezeichnen kann.

Ich muss jedoch sagen, dass ich mit ihnen in Deutschland eigentlich NIE direkt und persönlich konfrontiert wurde.

Hier meine ich Situationen, wo ich sagen könnte, dass mich jemand wegen meiner Herkunft beschimpft hat, unfreundlich zu mir war oder im Gespräch mit mir die oben genannten Sprüche erwähnt hat. Es wurde mir auch nie auf indirekter Art und Weise angedeutet.

Es gab nur zwei Situationen, an die ich mich erinnern kann; sie waren aber mehr komisch als unangenehm.

Die erste war ein Gespräch mit einem Rentner, der sich überlegt hatte, ob es sich lohnt, mit einem Wohnmobil nach Polen zu fahren. Er hat sich bei mir erkundigt, wie die Infrastruktur für Touristen solcher Art aussieht (Wohnmobilplätze etc.) und ob es überhaupt "Sie wissen schon, sicher ist" (er fragte mit leiser Stimme, fast konspirativ).

Dies fand ich recht amüsant und ich war überhaupt nicht verletzt!

 loslachen.ch

Das zweite Mal war während eines Gesprächs mit einer älteren Bekannten, einer aus Ungarn stammende Donauschwäbin, die mich gefragt hatte, ob die Polen immer noch so viel trinken würden. Auch hier fühlte ich mich nicht unwohl, da sie anscheinend einen Vergleich mit Ungarn machen wollte und ansonsten sehr nett und herzlich zu mir war. Ich habe sie sachlich informiert, wie die jetzige Situation aussieht und das war's. 

Źródło: Internet


 Woher kommst du? Aus Polen?!

Allgemein muss ich sagen, dass ich bei den Deutschen drei Reaktionen beobachtet habe, wenn sie erfahren, dass ich aus Polen komme.

Der ersten Gruppe ist es völlig egal.

Die zweite Gruppe bilden ältere Personen (ca. ab dem 60. Lebensjahr), die sich der deutsch-polnischen Geschichte wegen anscheinend unwohl fühlen und oft wiederholen, dass es schrecklich sei, was die Deutschen im 2. Weltkrieg in Polen angerichtet hätten. Oft greifen sie Themen der Vertreibung auf oder erzählen Familiengeschichten aus dieser Zeit (z.B. über polnische Zwangsarbeiter). Ich habe immer das Gefühl, dass sie sich bei mir für die Nazizeit und Kriegsverbrechen gegen Polen entschuldigen möchten, weil ich in ihren Augen eine Repräsentantin Polens bin. Dies ist mir, ehrlich gesagt, sehr unangenehm.

Erstens, ist für mich das, was die Deutschen im 2. Weltkrieg gemacht hatten, längst Geschichte - man sollte irgendwann, meiner Meinung nach, darunter einen Schlußstrich ziehen und aufhören, sich für die schlimmen Sachen, für die man selbst nicht verantwortlich ist, zu entschuldigen. Ich bin außerdem kein Ansprechspartner dafür, weil kein Opfer.

Zweitens will ich, dass wir zusammen in die Zukunft schauen - die Geschichte können wir nicht ändern, die Gegenwart und die Zukunft können wir dagegen beeinflussen. 

Zugegeben, es gibt in Polen immer noch Politiker und "normale" Menschen, die eine Gefahr in Deutschland sehen, die bei jeder Gelegenheit zu diesen Themen zurückkehren. Mit ihnen möchte ich auf gar keinen Fall identifiziert werden. Meine Taktik ist also, solche Themen einfach zu vermeiden.

Ich weiß, dass das Thema in Deutschland kontrovers ist, aber so ist meine Meinung. Ich lade Sie ein, meinen Beitrag weiter zu lesen. Da folgen Themen, die mir im Moment wichtiger sind.

Die dritte Gruppe reagiert äußerst positiv darauf, dass ich aus Polen bin. Neulich hat mich mein Arzt informiert, dass er eine sehr kompetente Altenpflegerin für seine Mutter angestellt hat, und außerdem dass er im Urlaub an der polnischen Ostsee war. Auf verschiedenen Veranstaltungen höre ich, dass man Krakau sehr schön finde oder die Bauarbeiter aus Polen sehr schätze. Diejenigen, die Polen aus der Kommunismus-Epoche kennen, machen Anmerkungen, wie viel und was sich geändert/verbessert hat. Ich könnte noch weitere Beispiele nennen. Kurz gesagt: ich bekomme ein sehr positives Feedback. In den letzten Jahrzehnten hat sich viel getan.

 de.toonpool.com

Was meinen die Polen dazu?

Als in den 70ern und 80ern viele Familien in die BRD kamen (darunter auch meine Tanten und Onkel), bekamen sie tatsächlich Begriffe wie "Polacken" zu hören und haben sich in der Öffentlichkeit ungern zu Polen und der polnischen Sprache (allgemein: zum Osten) bekannt. Dies lässt sich bei ihnen nicht so schnell ändern (wenn überhaupt).

Bei meinen Gleichaltrigen: manche sind stolz, dass sie aus Polen kommen, manche (wie ich) betrachten dies als eine ganz normale Sache (jemand hat seinen Ursprung), manche haben ein "Erbproblem" damit. Warum? Siehe oben.

 lachhaft.blogspot.com


"Klischees sagen uns nicht viel über die, die sie betreffen, viel mehr jedoch über diejenigen, die sie geschaffen haben" - Andrzej Garlicki


Da ich diverse Polnischkurse leite und deutsch-polnische Veranstaltungen organisiere, bespreche ich mit den teilnehmenden Personen die Themen wie Stereotypen, Vorurteile und Klischees über Polen.

In der ersten Stunde, wo das gemeinsame Kennenlernen angesagt ist, und in der die Teilnehmer sagen, wieso sie sich für die Sprache und das Land interessieren, mache ich in der Regel eine Übung: sie werden in Gruppen geteilt, erhalten ein großes Blatt Papier und sollen alles aufschreiben, was sie mit Polen (Land, Leute) assoziieren.

Wenn ich dies später mit dem vergleiche, wie viele Personen in Polen waren, stelle ich fest, dass die negativen Sachen da vorkommen, wo das Wissen über Polen nur oberflächlich ist, d.h., dass man nie in Polen war und da keine Freunde oder Familie hat. Man hat also keine persönlichen Erfahrungen gemacht. Dies ist eine Schlussfolgerung, die man natürlich auch über andere Länder treffen kann.

 toonsup.com

Immer wieder bin ich überrascht, wie viel Positives man mit meinem Land verbindet! Als Polin bin ich meinem Land gegenüber oft viel kritischer, als die Ausländer.

Ein anderes Thema, das ich mit den Studenten oft bespreche, sind die Klischees und Vorurteile, die in Polen über Deutschland und Deutsche existieren. Oft entdecken sie dabei Aspekte, die ihnen völlig neu und fremd sind, sind irritiert oder perplex.

 winboard.org

"Forschung erschafft neues Wissen"

Als ich anhand von diversen wissenschaftlichen Studien eine Liste zusammenstellte und das Thema erforschte, musste ich feststellen, dass die meisten Stereotypen und Klischees ihren Ursprung in der Geschichte der zwei Völker/Länder haben.

Oder, dass es sich um das so gut in den Kulturwissenschaften bekannte Motiv des Fremden oder "des dummen Nachbarn" handelt. Die Motive sind übrigens in aller Welt verbreitet.

Statt sich verletzt zu fühlen oder verzweifelt um den guten Ruf Polens zu kämpfen, um alle negativen Klischees zu verneinen, versuche ich den Studierenden zu erörtern, wieso sie überhaupt entstanden sind. Und wie die Situation jetzt ist. Dies gilt auch für die deutsche Seite.

 Lachen heißt die Lösung

Ansonsten lachen wir viel darüber. Ich zeige u.a. deutsche und polnische Comics, die das Thema betreffen.
Learning by Doing

Ich ermuntere auch jeden, sich selbst ein Bild von Polen zu machen und sich selbst überzeugen zu lassen, ob die Klischees stimmen (und inwiefern) oder nicht.


 toonpool.com


Mehr zu diesem Thema...

DE


Das Klischee der diebischen Polen: http://www.staypoland.com/vorurteile_polen.html
















 ... und vieles mehr.




Für Pubertierende



Für Kinder





EN

Was die in Polen lebenden Ausländer über das Land und die Leute denken: http://polandia.wp.tv/en/index.html?ticaid=61178e#m1317092

Freitag, 11. Oktober 2013

W kuflach, szklankach, filiżankach... Co piją Niemcy? / Was trinkt man in Deutschland?

Kontynuując serię postów o niemieckiej kuchni, dziś kilka słów poświęcę napojom (Getränke), czyli temu co można znaleźć w menu i na sklepowych półkach, a co wyróżnia się na tle produktów serwowanych w Polsce.



Piwnie

Piwosz ze mnie żaden, rzec wręcz mogę, że piwa nie cierpię. Nie czuję się w związku z tym powołana do opisu niemieckich odmian piwa (Bier). Zainteresowanych tematem zachęcam do zapoznania się z tym artykułem. Niemal każde większe miasto może pochwalić się rodzimym browarem - jednym lub kilkoma. Piwa serwowane są w różnego rodzaju butelkach i odpowiednich kuflach czy szklankach; stosownie do kształtu, różnie się nimi stuka.  

Mieszanka piwa z sokiem, tak lubiana w Polsce, jest poza Berlinem niemal nieznana. W stolicy Niemiec do Berliner Weiße dodaje się syropu z malin (rot) albo z przytulii wonnej (Waldmeister; grün).

Dużą popularnością cieszy się natomiast miks jasnego piwa i cytrynowej lemoniady, której dodatek wynosi od 40% do 60%. Na północy nazywany jest Alsterwasser, na południu - Radler.



 Radler
Fot. Polschland


Chętnie zamawiany jest także Russ/Russn Mass, czyli piwo pszeniczne (Weizenbier) zmieszane z lemoniadą w proporcji pół na pół. Z tej kategorii wymienić warto jeszcze Colaweizen. Typów piwnych mieszanek jest zresztą sporo i mogą się różnić nazwą w zależności od regionu.


 Russ
Fot. Polschland

 Russn Mass na monachijskim Oktoberfeście
Fot. Polschland



Spokrewniony z tradycyjnym piwem jest bezalkoholowy Karamalz/Vitamalz, ciemny napój słodowy, dostępny także w wariancie cytrynowym czy witaminizowanym. Jest mocno słodki, mało gazowany, zdecydowanie najsmaczniejszy po uprzednim mocnym (!) schłodzeniu. Coś jak polskie Karmi, ale smaczniejsze, bo bez wyczuwalnej goryczki. Lubiany przez dorosłych i dzieci.



Karamalz i Vitamalz
schlemmer-wg.blog.de

Koktajlowo i drinkowo

Zauważalna jest tu swego rodzaju moda. Kilka lat temu wszyscy oszaleli na punkcie Aperol Spritz. Oto przepis producenta: 6 cl Prosecco (białe lekkie wino musujące), 4 cl Aperol, ein Spritzer Soda, ein Eiswürfel und eine Orangenscheibe. To wszystko przelewamy do kieliszka ze słomką. Mnie ów pomarańczowy drink nie przypadł do gustu, ale widzę, że nadal jest bardzo lubiany.


 Aperol Spritz
blog.de

Od paru sezonów tryumfy święci Hugo, tj. Prosecco, syrop z kwiatów czarnego bzu (Holunderblütensirup), świeża mięta i woda mineralna. Hugo dostępny jest także w supermarketach w wersji butelkowanej.

Hugo
kochbar.de


Słowa-klucze w karcie napojów alkoholowych to wspomniane Prosecco oraz Sekt.

Sekt to określenie powszechne w Niemczech i Austrii i odnosi się ono do dobrego jakościowo wina musującego, którego zawartość alkoholu wynosi minimum 10%. Sekt pija się w wyjątkowe okazje nawet na śniadanie (tzw. Sektfrühstück), np. w luksusowych hotelach. Sektem tradycyjnie częstuje się kolegów i koleżanki w biurze w dniu urodzin, po rozpoczęciu zatrudnienia i na pożegnanie (naturalnie dotyczy to tylko zawodów, które mogą sobie na to pozwolić), wznosi toasty jubileuszowe czy wita weselnych gości (Sektempfang). Osoby, które nie chcą pić czystego alkoholu mają zazwyczaj jeszcze do wyboru mieszankę wina z sokiem pomarańczowym bądź sam sok (O-Saft).



 Sektempfang na przyjęciu z okazji 60. urodzin. Mieszanka z sokiem pomarańczowym z prawej, Sekt z "kawiorem" z soku pomarańczowego po lewej. Dzieło kuchni molekularnej.
Fot. Polschland


Młodzież sięga z upodobaniem po Alkopops, czyli różnego rodzaju miksy alkoholu z kolorowymi napojami w poręcznych butelkach. W piątek czy sobotę sklepowe półki z Alkopops przeżywają istne oblężenie.


 Alkopops
 veranstalterinfo.ostallgaeu.de



Coś mocniejszego

Najsłynniejszym niemieckim likierem ziołowym jest bez dwóch zdań Jägermeister. Warto popróbować któregoś z niemieckich Obstler, wytwarzanych np. z gruszek czy mirabelek. Likierem, który skierowany jest do raczej młodszej publiczności jest Feigling, wódka z aromatem figowym. Najczęściej kupowanym formatem jest tzw. małpka (Taschenflasche). Owe miniaturki różnego gatunku alkoholi cieszą się ogromną popularnością. Są poręczne, niedrogie można je zabrać wszędzie, a nawet przeszmuglować na jakąś imprezę. Spożywane są na świeżym powietrzu - po imprezowym weekendzie sporo ich się wala na ulicach. Pije się je wg określonego rytuału. Najpierw odwraca się buteleczkę do góry nogami i stuka nakrętką o podłoże. Następnie odkręca się ją i... nakłada na czubek nosa (jak klaunowski). Ostatni krok - szyjkę wsadza się między zęby, przechyla głowę do tyłu i wypija zawartość jednym haustem.


Partyschnaps
quoka.de


Winnie

Niechęć do wina uczyniła ze mnie także marnego znawcę tego trunku, ale każdemu, kto w nim gustuje i wybiera się do Niemiec, polecam zapamiętanie haseł: Federweisser, Suser oraz Neuer/Junger Wein. Za tymi określeniami kryje się sfermentowany moszcz z winogron, półprodukt powstały podczas produkcji wina, nadający się do spożycia już kilka dni po rozpoczęciu fermentacji moszczu. 


 Suser
 suedtirol.info


Swoich amatorów ma także Weischorle - wino z gazowaną wodą mineralną. 



Soczyście

Soki pija się w wersji nierozcieńczonej (pur) i rozcieńczonej, z wodą mineralną (Schorle). Ta druga opcja jest szczególnie lubiana, co mnie osobiście wprawia w duże zdumienie (nektar z marakui i woda z gazem?!). Apfelschorle, czyli sok jabłkowy z gazowaną wodą mineralną, określiłabym wręcz mianem drugiego (po piwie) napoju królującego w Niemczech. Tak jak ja nie rozumiem upodobania Niemców do mieszania soków i nektarów z wodą, tak oni dziwują się polskiemu piciu tychże w wersji pur, jako zbyt kwaśnych i skoncentrowanych.




 Apfelschorle pija się zawsze i wszędzie...
Fot. Polschland



Od czasu do czasu w karcie można natknąć się na akronim KiBa albo BaKi. To nic innego jak tylko połączenie soku bananowego z wiśniowym.

Rzadko oferowany w Polsce, a wart spróbowania jest sok z kwiatów dzikiego bzu.


Mlecznie

Niektóre lokale proponują klientom Ovomaltine na ciepło. Ovomaltine wywodzi się ze Szwajcarii i jest niemal kultowym napojem na bazie słodu, kakao i mleka. Ręka w górę, kto woli ją wyjadać na sucho! ;)



Plakat reklamujący Ovomaltine
magazin.unic.com


Z gazem i na kolorowo

Od sąsiadów-Austriaków zapożyczony jest zaś Almdudler, ziołowa lemoniada. Bardzo specyficzna w smaku, ma swoje grono amatorów.



Almdudler
aktivgetraenke.de


Kilka słów warto poświęcić też Bionade, kultowej w niektórych kręgach eko-lemoniadzie, obecnej na rynku od 1995 roku. Dostępna jest w kilku wersjach smakowych, m.in. czarny bez, liczi, kola i pigwa. W Polsce jest jeszcze prawie lub w ogóle nieznana - kilka miesięcy temu natknęłam się na wzmiankę o niej w czasopiśmie dla mężczyzn. Naturalnie przypięto jej etykietkę napoju hipsterskiego. Podobnie zresztą jak innym tutejszym "colopodobnym" napitkom: Afri-Coli i fritz-koli.



 Bionade w różnych smakach
wikipedia.de


W dziale ice tea wzmiankuję AriZonę, z żeńszeniem, ziołami i zieloną herbatą, dostępną na w butelkach i puszkach.



AriZona
flaschenteufel-berlin.de


Jednym z najdziwniejszych dla mnie połączeń jest Spezi i Mezzo Mix, cieszące się dużą popularnością gotowe połączenia coli z sokiem pomarańczowym lub oranżadą typu Fanta. Całość jest brudnobrązowa, diabelnie słodka i kaloryczna. Sama cola jest dla mnie złem wcielonym, od kolorowych napojów gazowanych trzymam się z daleka, więc niech nikogo nie dziwi moje zdanie. ;)


 Butelka Spezi
weinquelle-hornig.de



O wodzie słów kilka

W większości niemieckich miast wodę można pić prosto z kranu; jest to powszechną praktyką choćby na szkolnych stołówkach. Jeśli chodzi o wodę  butelkowaną, mamy do wyboru kilka wariantów: still/naturell/ohne Kohlensäure (niegazowaną), medium/sanft (lekko gazowaną) i classic/mit Kohlensäure/Sprudel (normalną gazowaną). Warto zwrócić uwagę na różnicę między Quellwasser (woda źródlana) i Tafelwasser (stołowa). Prócz tego wody różnią się zawartością składników mineralnych itp.


 Różne marki wód
fuereinebesserewelt.info


 Warto wiedzieć

Niemcy chętnie zaopatrują się w różnego rodzaju napoje w tzw. Getränkemarkt, będącym rodzajem małej hurtowni. Naturalnie najbardziej opłaca się to rodzinom, które wypijają spore ilości napojów, a także osobom planującym większe imprezy.


Sprawa kaucji

Pomysłem, który warto by było wprowadzić w Polsce (każdy, kto wybrał się kiedyś na wycieczkę do polskiego lasu pewnie mi przyklaśnie), jest sprzedaż na kaucję (Pfand). Dotyczy ona większości wszystkich butelek plastikowych i szklanych (zdarzają się wyjątki, wówczas na opakowaniu widnieje informacja Ohne Pfand), aluminiowych puszek i wielu kubeczków po kakowych napojach z supermarketu. Do każdego zakupu doliczana jest kaucja - niewielka suma, która jednak skutecznie powstrzymuje ludzi przed bezmyślnym wyrzucaniem opakowań do kosza, na pobocze czy - o zgrozo! - paleniem w piecu (praktyka powszechna w PL). 


Butelki szklane oddaje się przy kasie supermarketu bądź w Getränkemarkt, a plastikowe oraz puszki wrzuca do specjalnego automatu ustawionego zazwyczaj przy wejściu do sklepu (Pfandflaschenautomat). Opakowania są zgniatane, my w zamian otrzymujemy paragon. Ów bon możemy przeznaczyć na zakupy bądź odebrać sumę u obsługi. Przed odniesieniem plastikowych butelek do automatu warto upewnić się, że nie są zbyt pogniecione i mają nienaruszoną banderolkę z ikonką "zwrotności", którą odczyta sklepowy skaner. O tym, że opakowania muszą być czyste i puste, chyba nie muszę pisać. ;)


 Wrzucanie butelek do automatu
morgenpost.de


 A co z kawą?

O tym, że nie jestem miłośniczką piwa i wina już wspomniałam, dodam więc jeszcze, że kawy też zwykle nie pijam. Myślę jednak, że nie ma w tej kwestii większych różnic. Zresztą w dzisiejszych czasach w kartach i tak dominują włoskie określenia: Cappuccino, Latte Macchiato, Espresso.

Ładnych kilka lat temu swoisty boom przeżywały automaty do kawy, których modele, technologie, wzornictwo (od retro do hipernowoczesego) i ceny przyprawić mogą do tej pory o zawrót głowy. Ekspresy do kawy stały się symbolem statusu w myśl zasady: Pokaż mi swój automat, a powiem ci kim jesteś. Wygodnym rozwiązaniem są tzw. padsy i specjalne kapsułki, z których można notabene wyczarować różne cuda (np. biżuterię).

Odpowiednikiem polskiej kawy zbożowej (Inka, Anatol) jest Caro-Kaffee. Pewne różnice są jednak wyczuwalne, na korzyść Inki, która jest łagodniejsza, ma mniej goryczki.


 Pracownik miesiąca
echtlustig.com



Herbaciane opowieści

Co do herbat, to nie ma się nad czym rozwodzić, no może poza faktem, że w niemieckich filiżankach na stałe zagościł Roiboos, choć de facto nie ma on z krzewem herbacianym nic wspólnego. Można kupić go w wielu wersjach smakowych w każdym supermarkecie.

Swoich zwolenników ma także Chai Latte, choć ja się do nich nie zaliczam... ;)

W różnego rodzaju herbaty zaopatrzyć się można w specjalnych sklepach i herbaciarniach (Teestube). Podczas pobytu we Fryzji Wschodniej, tj. na północy Niemiec (Ostfriesland) koniecznie należy tam wstąpić, choćby tylko po to, żeby zakosztować wspaniałego zapachu, jaki się tam unosi. Ostfriesland legitymuje się długą herbacianą tradycją (Ostfriesische Teekultur), sięgającą początków XVIII wieku. Parzenie herbaty to tam prawdziwa ceremonia. 




 Ceremonia parzenia herbaty. Prócz herbaty i wody niezbędny jest kandyzowany cukier (Kluntje) i śmietanka, nabierana specjalną łyżeczką (Rohm-Lepel). Czajniczek znajduje się na podgrzewaczu. Serwis opatrzony jest tutejszym wzorem Ostfriesische Rose.
planet-wissen.de


Polecam zaopatrzyć się w bogaty i mocny w smaku Ostfriesentee, stanowiący mieszankę czarnych herbat (nawet do dziesięciu). Na pocieszenie: nie trzeba podróżować tak daleko - wiele marketów oferuje Ostfriesentee w formie sypanej lub torebkowej, wystarczy dobrze się rozejrzeć.


Sklep z herbatą
storyal.de



To jak, co teraz pijemy? ;)



Warto poczytać

PL


Piwo w Niemczech - artykuł w Wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Piwo_w_Niemczech

DE

Strona poświęcona niemieckiemu piwu http://www.bierundwir.de/

O Bionade: http://www.tagesspiegel.de/wirtschaft/unternehmen/oekolimonade-kowalsky-braust-mit-bionade-davon/1052146.html

Ekspresy do kawy symbolem statusu: http://www.welt.de/lifestyle/article2393966/Kaffeemaschinen-werden-jetzt-zum-Statussymbol.html

Strona Wschodniofryzyjskiego Muzeum Herbaty w Norden: http://www.teemuseum.de/home/

Ceremonia parzenia herbaty krok po kroku: http://www.buenting-tee.de/tee-kunde/teezeremonie.html


Warto obejrzeć

Ostfriesische Teezeremonie - ceremonia parzenia herbaty (filmik) http://www.youtube.com/watch?v=uHVBW-jegCY&noredirect=1